20.02.2014

Chapter 19 (II)

KOLEJNA WAŻNA INFORMACJA POD ROZDZIAŁEM!

*****

*TYDZIEŃ PÓŹNIEJ*

Czekałam zniecierpliwiona na Justina. Mieliśmy jechać na lotnisko, lecieć do Los Angeles aby odwiedzić Emily oraz moich rodziców. Tak cholernie tęsknię za Emily. Nie mogłam się doczekać aż w końcu zamknę ją w swoich objęciach. Bardzo ją kocham.
-Cholera, Justin - szepnęłam sama do siebie.
Jak na zawołanie rozległo się trzaskanie drzwiami. Zerwałam się z kanapy i ruszyłam w tym kierunku.
Justin ledwo co stał, podpierał się o ścianę.
Schlał się.
-Justin! - pisnęłam.
-Zamknij się - wybełkotał.
Słucham?
-Justin, obiecałeś mi!
-Nie wydzieraj się tak!
-Fantastycznie - szepnęłam.
Poszłam do salonu gdzie usiadłam na sofie. Z holu rozlegało się co chwile uderzenie ciała Justina o ścianę, ale nie przejmowałam się tym. Schlał się, to teraz ma. Obiecał mi już tydzień temu. Przez cały ten czas nie mogłam nic robić, tak się cholernie cieszyłam. A on? On mnie po prostu zawiódł. Nie dotrzymał obietnicy.
Po chwili Justin pojawił się w progu.
-No to jedziemy na te lotnisko czy nie?
-Tak, jasne. Jesteś nawalony w trzy dupy, ale polecimy, oczywiście.
-Jestem kurwa Justin Bieber, mnie nie puszczą?
-A ja jestem kurwa Lily Collins i nie tak to sobie wyobrażałam - syknęłam w jego stronę.
Pożałowałam tych słów. Justin ruszył w moją stronę chwiejnym krokiem i uderzył mnie z otwartej dłoni w policzek.
-Obiecałeś, że mnie nigdy więcej nie uderzysz! - krzyknęłam przez łzy i wybiegłam z salonu.
Słyszałam jak Justin przewracał przedmioty w salonie. Wzdrygnęłam się. 
Co mu do cholery odbiło?
Stałam w holu nie wiedząc czy wybiec z domu czy lepiej zostać i dopilnować by nic mu się nie stało.
Po chwili poczułam dłoń, zaciskającą się na moim nadgarstku. Nerwowo się obróciłam.
Justina oczy były inne. Zimne. Powiększone źrenice.
-Brałeś coś?
Parsknął. 
Nie pierwszy raz przyszedł do domu po narkotykach. Zdarzyło się to już trzy razy od tego gdy pierwszy raz mnie uderzył. 
-Obiecałeś mi coś. Po pierwsze, obiecałeś że polecimy do Emily i rodziców. Po drugie, że nigdy więcej nie będziesz brać narkotyków. Po trzecie, że nigdy, ale to nigdy mnie nie uderzysz - szepnęłam czując, że do moich oczy napływają łzy.
Justin złapał mnie za szyję, popchnął mnie w stronę ściany i przycisnął do niej. Przyległ całym swoim ciałem do mojego, nadal trzymając dłoń na szyi.
-Wiem co Ci obiecałem - syknął mi prosto w twarz.
Moje oczy momentalnie się powiększyły. Oddech stawał się coraz szybszy. Bałam się go. 
-P-puść m-mnie - wydukałam.
Justin ścisnął mnie lekko za gardło.
-J-Justin. Z-zostaw.. - coraz ciężej było mi złapać oddech, a dopiero co, coś powiedzieć. 
Patrzyłam mu prosto w oczy. W końcu Justin puścił moje gardło, ale nadal napierał na mnie swoim ciężarem. 
Od razu złapałam się za gardło, wzięłam kilka głębokich wdechów i wydechów.
Jedna dłoń szatyna nadal znajdowała się na moim biodrze, za to ta druga ponownie wróciła na szyję. Tym razem, nie dusił mnie, tylko gładził delikatnie po szyi.
-Nie chciałem. 
-Sam wiesz, że chciałeś - szepnęłam.
-Naprawdę nie chciałem.
Justin zaczął obdarowywać pocałunkami miejsca, gdzie wcześniej mnie dusił. 
-Przepraszam - szepnął między pocałunkami.
Nadal miałam szeroko otwarte oczy. Bałam się go, nawet teraz, w tej chwili.
-Odejdź ode mnie.
Przerwał swoją czynność. Spojrzał mi głęboko w oczy. Prawie, ale prawie, zmiękłam.
Fuknął i odszedł ode mnie. Ruszył do kuchni, skąd słyszałam stukot butelek. Za pewne znowu wódka. Niepewnie weszłam do kuchni, aby sprawdzić co miał zamiar zrobić.
Akurat z kieszeni wyjął woreczek z białym proszkiem. Nie wierzę, że przyniósł to do domu. Nie wierzę.
-Wyrzuć to.
-Co? - zapytał.
-Wyrzuć. To. Gówno. Przeliterować?
Nie wiem skąd ta odwaga, mniejsza.
Justin zerwał się z miejsca i ponownie przycisnął mnie do ściany.
-Nie będziesz mi rozkazywać. Jasne?!
-Obiecałeś mi.
-Wiem przecież!
-Skoro wiesz, to nie masz zamiaru dotrzymać obietnicy?
Nie odpowiedział. Spuścił wzrok. Odepchnęłam go od siebie i ruszyłam w kierunku wysepki. Zabrałam proszek i schowałam do tylnej kieszonki spodni.
-Na początku sam zabroniłeś mi brać. Powiedziałeś że mnie to zniszczy. A teraz, proszę, wytłumacz mi to, co robisz.
-Taka piękna i cudowna dziewczyna jak Ty nie może brać. Ja jestem okropny, rozumiesz? Zepsuję Ci całe życie, dlatego lepiej odejdź ode mnie. Nigdy nie chciałem Cie uderzyć, ale nie panuję nad tym. Dla własnego bezpieczeństwa odejdź ode mnie.
-O czym Ty do mnie mówisz? Kocham Cię, słyszysz? 
-Lily, oddaj mi to.
-Co to jest?
-Kokaina. Oddaj to.
-Zwariowałeś?! Dlaczego to bierzesz?!
-Lubię prochy, dobra?
-Świetnie.
Już od niego odchodziłam, ale ponownie złapał mnie za nadgarstki. Przyciągnął do siebie i lekko musnął moje wargi. Jego dłonie delikatnie gładziły moje plecy zjeżdżając w dół. Justin lekko ścisnął mnie za pośladki na co jęknęłam, a on wsunął swój język do mojej buzi. Jego dłonie znalazły się na moich pośladkach, co chwile je ściskając.
Ale się opamiętałam.
-Zostaw mnie.
Justin od razu mnie puścił. Mruknął coś pod nosem i poszedł na górę. Jak zawsze gdy nie wiedziałam co robić, wsunęłam dłonie do tylnych kieszonek spodni i westchnęłam.
Zaraz, zaraz.
Jaka ze mnie kretynka! On mnie tylko całował by zabrać to gówno z moich kieszeni! Dlatego jego dłonie co chwile schodziło na mój tyłek. Wspaniale. 
Od razu pobiegłam na górę. Wpadłam do sypialni ale Justina tam nie było. I tak po kolei wpadałam do każdego z pokoi, nawet do łazienek. Aż go znalazłam. W łazience gościnnej. Pochylał się nad blatem, wciągał.
-Justin - szepnęłam.
Szatyn podskoczył a cały proszek wraz z jego obrotem zleciał z blatu.
-Zobacz co kurwa narobiłaś!
-Bardziej obchodzi Cię kokaina niż ja?
-Co Ty pierdolisz? - zmarszczył czoło.
Teraz albo nigdy. Muszę go jakoś zmusić.
-Mam problem - szepnęłam a z moich oczu zaczęły wypływać łzy.
Musiałam coś zrobić. Trochę kłamstwa nie zaszkodzi.
-Co się stało? - zapytał już spokojnym głosem.
Czyli się jednak mną interesuje. 
Justin podszedł do mnie i przytulił. Jakby jego druga część, wróciła. Ta dobra. Opiekuńczość Justina wygrała z kokainą, punkt dla niego!
-Co jest maleńka? - pogładził mnie po plecach.
Justin zaprowadził nas do sypialni. Bardziej to ja jego prowadziłam, bo szedł jeszcze chwiejnym krokiem.
-A z resztą, doprowadź się najpierw do normalnego stanu. Nie będę Ci o tym mówić jak jesteś pod wpływem tego gówna.
Nie wiedziałam szczerze co zmyślić. Musiałam się nad tym zastanowić, a to że był pod wpływem narkotyków był ogromnym plusem dla sytuacji. Wymyślę coś jeszcze.
-Ale, chcę Ci pomóc. Powiedz mi co się dzieje - wybełkotał.


-Sam widzisz w jakim jesteś stanie. Idź spać. 
Justin ostatecznie mi przytaknął i położył się spać.
Wyszłam po cichu z pokoju. Poruszałam się jak najciszej potrafiłam. 
Mam dość takiego zachowania.
Nie tak sobie wyobrażałam życie w Kanadzie.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Zdziwiona szybko ruszyłam w ich kierunku. Otworzyłam całkiem drzwi, a zza nich wyszła Pattie.
Cholera!
-Cześć Lily - przytuliła mnie do siebie.
-Dzień dobry.
-Jest Justin? Mam do niego ważną sprawę - weszła do środka i ruszyła do salonu.
-Um, nie ma. 
-A gdzie jest?
Przełknęłam ślinę.
-Wyszedł gdzieś. 
-A co się tu stało?! - wrzasnęła.
Wpadłam za nią do salonu. Przecież Justin zrobił z tego burdel.. Cholera! Nie posprzątałam.
-Lily, powiedz mi co się tu stało!
-Czego się tak kurwa wydzieracie?! - krzyknął Justin opierając się o framugę.
Pattie najpierw spojrzała na mnie a potem na niego. I tak w kółko.
-Mówiłaś, że go nie ma.
Spojrzałam na swoje skarpetki, które wydawały się ciekawsze od rozmowy z Pattie, a tym bardziej z Justinem.
Chciałam go kryć, ale cóż.
-Myślałam, że nie wrócił. 
Pięknie, okłamuję mamę mojego narzeczonego. Cudnie.
Pattie podeszła do Justina i już chciała go do siebie przytulić ale momentalnie się cofnęła.
-Coś Ty do jasnej cholery brał?! Lily, wiedziałaś?! - zwróciła się w moją stronę.
-Tak - szepnęłam.
-Chciałaś go kryć, tak? 
Gdy pytanie padło z jej ust Justin od razu na mnie spojrzał wielkimi oczami.
Przytaknęłam.
Uśmiech pojawił się na twarzy szatyna, ale od razu zszedł.
-Co mamuśka, nie lubisz koki?
-Słucham? Nie tak Cię wychowałam!
Tego jeszcze brakowało.
Oby jej nie uderzył, oby jej nie uderzył.
-Wynoś się stąd, mamo - powiedział z uśmiechem.
-Nie mam zamiaru się do Ciebie odzywać teraz. Porozmawiamy gdy, gdy dojdziesz do siebie! Lily, wychodzimy! 
Pattie spojrzała w moją stronę a ja niepewnie za nią ruszyłam. No bo co miałam zrobić? Sama bałam się Justina. Uderzył mnie wcześniej.
-Ona nigdzie nie idzie! - ryknął na cały dom.
Justin złapał mnie za nadgarstki i pociągnął do salonu. Popchnął mnie na kanapę a własną matkę wyrzucił z domu i zakluczował drzwi.
B a ł a m s i ę g o. 
-I-idź spać - szepnęłam.
-Naprawdę chciałaś z nią iść?
-Boję się Ciebie! 
Justin fuknął i odszedł.
-Idę spać - usłyszałam jego głos jak wchodził po schodach.
Co to miało znaczyć? Obiecał mi, że polecimy! Obiecał mi że mnie nigdy nie uderzy! Obiecał, że nigdy już nie będzie brać! A teraz co? Złamał trzy obietnice w ciągu jednego dnia. 
Co się stało z moim wspaniałym Justinem? Z moim opiekuńczym Justinem? Który bał się o mnie gdy wychodziłam z domu? 
Nie mam pojęcia.



*****
Szczerze nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Wiem, że go całkiem zawaliłam, ale wybaczcie. Szkoła wróciła i już zasypują nas sprawdzianami. W tym roku piszę egzaminy, więc teraz będę miała mniej czasu na pisanie. Mama mi uświadomiła dopiero co, że koniecznie muszę się postarać o dobre wyniki. Nie mogę tego po prostu odwalić. Więc będę miała mniej czasu na pisanie opowiadania, nawet mogę go niedługo opuścić, bądź zawiesić. Muszę mieć cholernie dobre wyniki z egzaminów. A nowy blog będzie pisać Karolina. Pamiętacie ją? Możliwe że przejmie i tego bloga. Cóż, trzecia gimnazjum to nie jest na odwalenie. Jeszcze zobaczymy jak to będzie.
Pozdrawiam i liczę, że każdy kto czyta bloga skomentuje. Patrząc na komentarze z prologu i pierwszego rozdziału, jestem zawiedziona bo nikt z tamtych osób które komentowało, teraz tego nie robi. Aż tak się zepsułam? Czytając ostatnio początkowe rozdziały, aż te do teraz myślę, że lepiej piszę.. Ale no okej. 
Do następnego.

11.02.2014

Chapter 18 (II)

NOTKA POD ROZDZIAŁEM, NIESPODZIANKA!

***
Obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Leniwie wstałam z łóżka i przeszłam do łazienki. Zdjęłam z siebie wczorajszą sukienkę, która była we krwi i wrzuciłam do kosza na śmieci. Nie chciałam jej więcej widzieć jak również zakładać. Zdjęłam z siebie również bieliznę i weszłam do pełnej wanny. Pozwoliłam gorącej wodzie rozluźnić moje ciało.
Nie spałam praktycznie pół nocy. Zastanawiało mnie co wstąpiło w Justina. Nigdy się tak nie zachowywał wobec mnie, nawet po alkoholu. 
Nowy rok całkiem nieźle się zaczął, no ciekawie.
Chciałam spędzić rozpoczęcie roku z moim chłopakiem, ale wszystko zepsuła ta "para". Oni w ogóle byli razem tak na prawdę? Nie sądzę. 
Owinęłam swoje ciało białym puszystym ręcznikiem i opuściłam łazienkę. Rozejrzałam się po korytarzu, nigdzie nie było Justina i nie było nic słychać. 
Pewnie śpi.
Najciszej jak umiałam weszłam do naszej sypialni. Justin leżał w bokserkach na łóżku, a w ręku trzymał pustą butelkę po wódce. Zauważyłam że pod jego drugą dłonią jest nasze wspólne zdjęcie. Co to wszystko miało znaczyć? Żałował i upił się jeszcze bardziej zamiast ze mną normalnie porozmawiać? No to cudny jest.
Wyjęłam z szafy ciuchy i na palcach opuściłam sypialnię. Weszłam do wcześniejszej łazienki i ubrałam się. Włosy zawinęłam w turban następnie opuściłam jeszcze zaparowane pomieszczenie. Zeszłam po cichu po schodach, nie chciałam go obudzić chociaż wiem że powinniśmy porozmawiać. 
W sumie i tak nie wymigam się od rozmowy, ona jest w tej sytuacji potrzebna. Usłyszałam dzwonek do drzwi na co od razu przeklęłam w myślach wykonawcę czynności, która z pewnością obudziła Justina. 
-Tak? - zapytałam otwierając drzwi.
-Dzień dobry, jestem pani sąsiadem, przez przypadek listonosz wrzucił list do pani do mojej skrzynki - podał mi białą kopertę.
Mężczyzna miał na oko dwadzieścia lat. 
-Oh.. Tak, dziękuję bardzo. 
-Kevin - wyciągnął dłoń w moim kierunku.
-Lily - uścisnęłam jego dłoń posyłając mu uśmiech.
-To ja już będę leciał - powiedział jakby speszony.
Pomachałam mu i zamknęłam drzwi. Obróciłam się tyłem do drzwi i podskoczyłam wydając z siebie głos przestraszonej. Przede mną stał Justin nadal w samych bokserkach. Położyłam dłoń na sercu aby się jakoś uspokoić.
-Nie musisz się mnie bać - szepnął.
Gdy już wystarczająco się uspokoiłam, wyminęłam go ruszając do kuchni. Na wysepkę rzuciłam list. Stanęłam tyłem do wysepki i podparłam się rękoma. Po chwili Justin pojawił się obok mnie siadając na krzesełku. Spojrzał oczekująco na list.
-Nie otworzysz? 
-Nie teraz - powiedziałam niepewnie.
Justin zamilkł. Nie miał mi nic do powiedzenia? 
-Jak nos? - zapytał w końcu.
-Trochę boli.
-Strasznie Cię przepraszam za ten nos. Nie wiedziałem że to Ty dostaniesz, trzeba było nie podchodzić.
-Super, czyli wolałeś pobić go na śmierć a potem iść do więzienia? 
-Należało się dupkowi. W sumie Tobie też.
-Słucham? W sumie mi też? Wytłumacz mi to, proszę.
Obróciłam się tak że stałam do niego przodem. Justin spojrzał na mnie takim wzrokiem że aż serce mi podeszło do gardła.
-Powiedziałem Ci już wczoraj jak się zachowałaś.
-Tylko szkoda że on prawie mnie nie zgwałcił.
-Zgwałcił? Sama z nim tańczyłaś - powiedział obojętnie.
-Bo Ty tańczyłeś z Amber, nie uważasz że ja wolałam spędzić tą noc z Tobą niż z obcym facetem?
-Obojętne mi to.
-Słucham? Obojętne Ci to? To może obojętne będzie Ci też to z kim się ożenisz co?!
W odpowiedzi dostałam uderzenie z płaskiej dłoni w policzek.
Uderzył mnie już drugi raz.
Oczywiście pierwszy raz był nieświadomy, i bardziej silniejszy. Ale i tak nie mogłam się z tym pogodzić.
Złapałam się za pewnie czerwony już policzek a z moich oczu popłynęły łzy.
-J-ja przepraszam.. - wydukał.
Justin przeczesał dłońmi swoje włosy i uderzył pięściami w blat. Wpadł normalnie w furię. Kopnął też dwa krzesełka. Cofnęłam się niepewnie, myślałam że znowu mnie uderzy.
-Nie chciałem! - krzyknął i wybiegł z kuchni.
Mogłam usłyszeć tylko jego kroki po podłodze. Był w naszej sypialni i najwidoczniej tam się wyżywał, bo słyszałam też dźwięk tłuczonego szkła.
Bałam się go. Bałam się.
Justin nigdy taki nie był. Bynajmniej nie przy mnie. Nigdy mnie nie uderzył. Co się z nim do cholery dzieje?
Usiadłam na krzesełku a ręce rozłożyłam na wysepce. Co ja miałam teraz niby robić? 
Z moich oczu nadał płynęła słona substancja. Nie umiałam jej powstrzymać. Jak ja mam teraz z nim rozmawiać bez obaw że mnie ponownie nie uderzy?
No właśnie.
Po niedługim czasie przeraźliwe dźwięki z góry ucichły. Rozpłakałam się jeszcze bardziej, na dobre.
Poczułam jak ktoś kładzie dłonie na moich biodrach na co od razu odskoczyłam, czego skutkiem było to że spadłam przewracając stołek, na którym siedziałam. Justin w samych dresach wyciągnął dłonie w moją stronę. Niechętnie chwyciłam je a po chwili stałam na nogach.
-Przepraszam - szepnął patrząc na swoje stopy na których miał śmieszne skarpetki z małpkami.
Zaśmiałam się cicho pod nosem.
-Co? Co w tym śmiesznego? - zapytał, w jego oczach można było dojrzeć ból. Ból i troskę.
-Twoje skarpetki - ponownie się zaśmiałam.
Chłopak niepewnie mi zawtórował. Po naszych krótkich śmiechach nastała cisza. Staliśmy tak, blisko siebie, nawet nie patrząc sobie w oczy.
-Naprawdę przepraszam. Nie chciałem tego - przerwał ciszę, która doprowadzała mnie powoli do szaleństwa.
-Czego nie chciałeś?
-Uderzyć Cię, dwukrotnie. 
-Tylko za to mnie przepraszasz? 
-A za co jeszcze? - zapytał niepewnie.
-Za to że nazwałeś mnie dziwką - szepnęłam.
Chciałam odejść, ale mi na to nie pozwolił. Chwycił mnie w pasie i przyciągnął z powrotem do siebie.
-No tak. Naprawdę tego też nie chciałem. Nie panowałem nad sobą. Po prostu gdy zobaczyłem jak on to robi.. No wiesz, jak on Cię.. Nie wytrzymałem. Nic z tym nie robiłaś, to mnie bolało.
-Ja miałam coś zrobić? Jak? Za mocno przyciskał mnie do ściany, myślałam że mi jakoś pomożesz! A Ty stałeś jak skończony idiota i patrzyłeś jak wkłada swoje palce tam gdzie nie powinien!
-Myślałem że tego chciałaś.. Myślałem że chcesz się na mnie zemścić za to że tańczyłem z Amber.
-Nie, Justin - położyłam dłonie na jego nagich ramionach. - To było na odwrót. Nie, to było pokręcone!
-Mhm? - oblizał wargi co wyglądało naprawdę seksownie.
-Amber tańczyła z Tobą by zemścić się na Jasonie, a Jason zrobił to pod wpływem emocji i aby zemścić się na Amber. 
-Rzeczywiście, to pokręcone - zaśmiał się cichutko.
Uśmiechnęłam się. Szło w dobrym kierunku. Nawet w bardzo dobrym. Wszystko sobie wyjaśniliśmy, tak sądzę. Oczywiście alkohol nie usprawiedliwia go dlaczego nazwał mnie dziwką. Mógł użyć innego słowa. 
-Wybaczysz mi? - głos Justina wyrwał mnie z moich rozmyśleń.
-Musisz się postarać - zaśmiałam się.
Justin od razu się uśmiechnął. Poleciał na górę, założył koszulkę, zabrał portfel mówiąc że za około dziesięć minut wróci. Uśmiechnęłam się sama do siebie, myśli że czekoladkami i kwiatkami mnie przekupi. Bo chyba właśnie to chciał zrobić. Idiota.
Ale mój idiota.
Po piętnastu minutach usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Siedziałam na sofie w salonie gdy szatyn pojawił się w progu. Twarz zakrył wielkim bukietem czerwonych róż. 
-Sto róż dla mojej księżniczki.
Podeszłam do Justina i zabrałam ogromny bukiet. 
-Są piękne! Dziękuję - pocałowałam go w policzek.
Justin zza siebie wyciągnął wielką bombonierkę. 
-Twoje ulubione - szepnął z uśmiechem.
Normalnie się na niego rzuciłam gdy je zobaczyłam. Oplotłam nogami jego biodra i bardziej się w niego wtuliłam. Jedną dłonią oplotłam jego kark a drugą wplotłam we włosy. 
-Kocham Cię, shawty - szepnął mi do ucha.
-Nie rób tak nigdy więcej, proszę Cię..
-Obiecuję! - powiedział z uśmiechem.
Ale nie tak łatwo.
-Kwiatkami i czekoladkami mnie nie przekupisz, skarbie - uśmiechnęłam się.
Justin nie wiedział co zrobić, powiedzieć. Z jego zakłopotania zaczęłam się śmiać. Zrobiłam dziubka i zamknęłam oczy. Justin już wiedział o co chodzi, zrobił to co ja i nasze dziubki się złączyły. Zaczęliśmy się śmiać a następnie pocałowaliśmy się, tak normalnie. Odłożyłam bukiet i czekoladki na komodę a Justin przycisnął mnie do ściany. 
Kocham te momenty.
-Kocham Cię - szepnął między pocałunkami i zszedł na szyję - Bardzo.. najmocniej na świecie. Z całego serca.
Jęknęłam gdy szatyn przegryzł moją skórę i zaczął ją ssać. 
-Justin - jęknęłam ponownie.
-Shh.
-Jest wcześnie. Za wcześnie.
Szatyn obejrzał się na zegarek, który wskazywał godzinę 12:15. Westchnął ale nie puścił mnie.
-Nawet nie wiesz jak bardzo Cię kocham - cmoknął mnie w czoło. - Nie wyobrażam sobie dnia bez Ciebie. Kocham Twój uśmiech, Twoje oczy, nosek, całą Ciebie najmocniej kocham. Wiesz o tym prawda? Nie zostawisz mnie nigdy, przez żadną głupotę? - zapytał z czerwonymi oczami.
Prawie płakał. Przysięgam, prawie się płakał. Mój twardy Justin miał się zaraz rozpłakać? Jeszcze nigdy nie widziałam go takiego.
-Nigdy Cię nie zostawię, nigdy.
Przyciągnęłam jego głowę do siebie a ten wtulił się we mnie. Głaskałam go delikatnie po głowie, próbując go uspokoić. Co się stało?
-Naprawdę bardzo Cię kocham - powiedział zrozpaczonym głosem. 
Złapałam go za ramiona i przyjrzałam się jego twarzy. Płakał. On się naprawdę rozpłakał przez wyznanie uczuć do mnie? 
-Justin.. - szepnęłam.
-Kocham Cię - przerwał mi.
-Coś się dzieje? Powiedz mi, proszę co się z Tobą dzieje.
-Nic się nie dzieje. Zdałem sobie sprawę, że mogłem Cię stracić przez moją głupotę. Nie wybaczyłbym sobie, gdybyś odeszła. Gdybyś mnie zostawiła samego. Bardzo Cię kocham Lily.
-Nie płacz - wyszeptałam.
Justin postawił mnie na podłogę i usiadł na sofie. Usiadłam obok niego i wtuliłam się w jego ramię.

-Nie zostawiaj mnie.
-Ale nie chcę Cię zostawiać, co Ci przyszło do głowy? - szepnęłam.
-Nie zostawiaj mnie nigdy, proszę.
-Justin, spokojnie. Nigdy nie chciałam Cię zostawiać, nigdy Cię nie zostawię, rozumiesz? Rozumiesz to co do Ciebie mówię? Nie zostawię, nigdy. Kocham Cię.
Justin uśmiechnął się i już po chwili leżeliśmy wtuleni w siebie.
-Kocham Cię, shawty - szepnął po raz kolejny.
-Co Ci przyszło do głowy?
-Mówiłem. Bałem się że mnie zostawisz po tym wszystkim - mocniej mnie przytulił.
-Nigdy w życiu - uśmiechnęłam się pod nosem.
-Jakiś film może dziś? - zapytał.
Rozległ się dzwonek mojego telefonu.
-Jasne, tylko odbiorę, a Ty jakiś wybierz.
Wstałam ale Justin złapał mnie w talli i przyciągnął do siebie. Pocałował mnie a następnie puścił bym mogła odebrać telefon. Po tej rozmowie zrobiło mi się cholernie ciepło na sercu.
-Tak? - powiedziałam odbierając.
-Hej kochanie - rozległ się głos mojej mamy.
-O cześć mamo - przywitałam się patrząc na Justina aby wiedział że to mama.
Odeszłam do kuchni i spojrzałam przez okno.
-Co u Ciebie słychać? Jak Justin?
-Wszystko dobrze. Zaraz będziemy oglądać film. A dlaczego pytasz o Justina? - wydawało mi się to trochę podejrzane.
Jakoś nigdy nie pytała JAK JUSTIN, a po dzisiejszym zachowaniu Justina trochę nabrałam podejrzeń, w dodatku moja mama.
-Tak tylko zapytałam jak się wam układa. Kiedy zamierzacie się pobrać?
-Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy..
-Jak najszybciej, po co czekać? Kochacie się i najlepiej abyście się pobrali jak najszybciej.
Speszyłam się całkowicie.
-Mamo, muszę kończyć. Pa, kocham Cię, pozdrów tatę - rozłączyłam się nie czekając na odpowiedź.
Co to miało znaczyć? Przecież jej nie obchodzi moje życie i z kim je sobie ułożę. 
W dodatku dzisiejsze zachowanie Justina. O co mu tak naprawdę chodziło? Nawet się popłakał. 
-Kochanie, idziesz? - usłyszałam głos Justina.
-Tak już idę - odkrzyknęłam.
Wzięłam trochę słodyczy, cole i zasiadłam obok Justina na sofie. Szatyn objął mnie ramieniem a nasz film się zaczął.
***
-Wiesz że nienawidzę horrorów - powiedziałam gdy coś trzasnęło na górze.
-Pójdę sprawdzić co to, zaczekaj.
-Chyba nie myślisz że tu zostanę sama? 
Justin złapał moją dłoń i ruszyliśmy schodami na górę. Weszliśmy do pokoju gościnnego a na podłodze było rozbite szkło. Winowajca, a raczej winowajczyni siedziała grzecznie obok potłuczonego szkła.
-To tylko Tocha - zaśmiał się.
-Tocha?
Zaczęliśmy się razem śmiać. Pozbieraliśmy wspólnie szkło i ruszyliśmy do naszej sypialni.
-O jezu jak ja się za Tobą stęskniłem.
-Tak? - zapytałam przeciągając drugą literę. - Chyba za sprawami łóżkowymi, nie?
-Jak Ty mnie dobrze znasz - zaśmiał się i przegryzł płatek mojego ucha.


*****
Damn, mamy to! Szczerze mówiąc pasują mi te krótsze rozdziały i nie dlatego że szybciej się pisze. Mam nadzieję że Wam się spodoba, bo myślę że rozdział nawet jest dobry :)
Czekam na wasze opinie!
Niech każdy kto to czyta skomentuje, proszę.

NIESPODZIANKA!
Uwaga, nowy blog!
Nowy nowy nowy!
Z wielką ilością pomysłów :)
Prolog już się pojawił!
A, o tym blogu nie zapomnę. Tamten będę prowadzić jak skończę pisać tego, więc powinno być dobrze :)
Proszę o komentarze!


4.02.2014

Chapter 17 (II)

-Dobrze się bawisz? - zapytał Justin podając mi kolejnego drinka.
Szczerze to bawiłam się całkiem dobrze. Był sylwester, poszliśmy ze znajomymi do klubu. Emily i Chris przyjechali. Mam cudownego chłopaka. Poprawiam, narzeczonego. Czego więcej chcieć?
-Jest cudownie.
-Może zatańczymy? - zapytał jakiś chłopak, mniej więcej w moim wieku.
Justin spiorunował go wzrokiem. Po chwili podeszła do mężczyzny blondynka zarzucając mu ręce na szyję.
-A ja może zatańczę z panem, co pan na to? - zapytała piskliwym głosem, który miał brzmieć słodko.
Ewidentnie byli razem. Justin złapał za dłoń blondynkę i ruszył z nią w głąb ludzi. Super, czyli tak się chce bawić? Jasne, nie ma problemu. 
Chwyciłam Jasona, bo tak miał na imię brunet, który tak bardzo chciał ze mną zatańczyć, za rękę a następnie zaczęliśmy tańczyć. Taniec Justina i blondynki był na początku zwyczajny, ale gdy ujrzeliśmy jak tańczą ocierając się o siebie oboje nieźle się zdenerwowaliśmy.
-Ona mi to robi specjalnie - szepnął i zacisnął pięści.
-Mhm?
-Zdradziłem ją, ale mi wybaczyła, tylko się mści od czasu do czasu.
Okej, tylko teraz jedna myśl. Justin dobrze wie, że mogę to zobaczyć i nic z tym nie robi. Jak sobie chce.
-Może drinka? - zapytał Jason.
Pokiwałam głową i wróciliśmy po piętnasto minutowym tańcu do baru. Nowo poznany chłopak postawił najmocniejszego drinka, którego wypił duszkiem. Zamoczyłam język i od razu go schowałam, robiąc skwaszoną minę.
-To nie jest aż takie mocne - zaśmiał się.
Spiorunowałam go wzrokiem robiąc duży łyk. W smaku w sumie nie jest aż takie złe. W mig napój znikł ze szklaneczki. Jason kiwnął palcem do barmanki aby podała to samo co wcześniej. 
Właśnie kończyłam, bodajże szóstego drinka postawionego przez Jasona gdy pociągnął mnie na drugi koniec klubu. Był już nieźle wstawiony, ja w sumie też. Ale ja, w przeciwieństwie do Justina i Jasona funkcjonowałam normalnie. 
Jason położył swoje dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie do siebie, tak że nasze ciała się dotknęły. Zaczął poruszać się w rytm piosenki, a ja po chwili niepewnie do niego dołączyłam. Nasze oczy spojrzały w kierunku Justina i Amber, bo tak miała na imię ta blondynka. Nieźle się bawili ze sobą, my nie byliśmy im potrzebni. Śmiali się, a Justin co chwilę trącał nosem szyję blondynki. 
-Ja pierdole - Jason przeczesał swoje włosy dłonią.
Złapał mnie za nadgarstki, ciągnąc w stronę korytarza prowadzącego do łazienek. Za rogiem przycisnął mnie do ściany. Między nami nie było nawet centymetra miejsca. 
-Jason - szepnęłam. - Puść mnie.
-Nie! Ona nie będzie tak ze mną pogrywać, a on nie będzie z Tobą.
-Ale oni tylko tańczą..
-Nie tańczą! Nie widziałaś jak się lizali?! To chyba ślepa jesteś dziewczyno.
-Zostaw mnie - wybełkotałam.
Uśmiech na jego twarzy momentalnie się pojawił gdy zobaczył w moich oczach strach.
-Mówię serio, zostaw mnie.
-Bo co? Bo Twój kochaś mnie pobije? Jakbyś nie widziała bawi się z moją laską! I to dobrze się bawi! - parsknął.
Jason przyssał się do mojej szyi a ja poczułam jak do moich oczu napływają łzy. Co jeśli on będzie chciał mnie zgwałcić? Nie wiem do czego jest zdolny, a szczególnie po pijaku i narkotykach, ale na pewno nie będzie się opamiętywać, nie pomyśli - tylko zrobi.
-Wiem że tego chcesz - wysapał.
Złapał mnie za podbródek łącząc nasze usta w pocałunku. Nie dałam mu dostępu do mojego języka, w życiu. Dłoń Jasona powędrowała na mój pośladek lekko go ściskając. Myślałam, że teraz wykorzysta sytuacje i wepchnie swój język do mojej buzi, ale on przerwał pocałunek. Jego dłoń z pośladka powędrowała na udo. Następnie spojrzał mi w oczy i szybko wsunął swoją dłoń pod moją krótką obcisłą sukienkę. Serce mi podeszło do gardła gdy zza rogu wyłonił się Justin z Amber.
-Ty fałszywy chuju! Znowu to zrobiłeś! - krzyknęła i wybiegła tylnymi drzwiami, które były obok. 
Jason nie miał zamiaru za nią biec. Jego dłoń wędrowała pod moje majtki. Oczy zalały mi się łzami.
-Puść mnie! - pisnęłam.
W pomieszczeniu było ciemno, tylko co chwile dobiegało do nas kolorowe światła ze środka klubu. Obraz zniekształcał mi się przez łzy które napływały do moich oczu. Wolną dłonią, bo drugą Jason przycisnął do ściany, próbowałam wyrwać jego dłoń.
Wyszukałam wzrokiem Justina który stał i się przyglądał. Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. Dlaczego on nic nie robił? Dlaczego stał i się tylko przyglądał? Każdy normalny facet gdy zobaczy swoją dziewczynę z innym facetem zazwyczaj go pobija. Jęknęłam jak Jason wsunął palce w moją muszelkę. Dopiero wtedy Justin się obudził. Zerwał się, odciągnął bruneta i uderzył go z całej siły. Jason upadł na podłogę a szatyn zaczął go kopać po brzuchu i po czułym miejscu. Następnie usiadł na niego i zaczął okładać jego twarz pięściami. Zsunęłam się po ścianie ale szybko się zerwałam. Schyliłam się za Justinem i próbowałam go odciągnąć, akurat brał zamach i to ja dostałam z pięści w nos. Siła jaką w sobie miał powaliła mnie na podłogę. Justin dopiero wtedy przestał. Siedział do mnie tyłem. Przestał swoją czynność ale nie raczył się obrócić. Z mojego nosa sączyła się krew. Wstał, kopnął jeszcze parę razy Jasona i pomógł mi wstać.
-Idziemy - syknął.
Ruszył przodem, ja szłam za nim. Wyszliśmy tylnym wyjściem. Z ust Justina co chwilę wylatywał łańcuch przekleństw. 
Zatrzymałam się dopiero przed naszym samochodem. On chyba nie zamierzał jechać gdy był nawalony w trzy dupy i naćpany? 
-Na co czekasz? Wsiadaj do chuja! - krzyknął.
Otworzyłam usta by coś powiedzieć ale tylko cofnęłam się do tyłu. Justina wzrok ze mnie powędrował w oddal. Obejrzałam się i zobaczyłam Jasona stojącego pod ścianą klubu. Justin trzasnął drzwiami od samochodu i biegiem ruszył w jego stronę. Złapał go za ramiona a następnie popchnął na ścianę. Jego głowa nie wytrzymała i osunął się po ścianie. Stracił przytomność. Szatyn kopał go i kopał.


-Justin przestań! - krzyknęłam.
Bałam się do niego podbiec. Bałam się że znowu dostanę. 
-Justin - wybełkotałam przez płacz.
Chłopak obrócił się. Zaczął iść do mnie, a gdy już doszedł złapał mnie za nadgarstki i wepchnął do samochodu. Trzasnął drzwiami a po chwili już siedział na miejscu kierowcy. Odpalił silnik i z piskiem opon ruszył. Zatrzymując się przy Jasonie otworzył szybę i splunął w jego stronę. Zasunął szybę i odjechał ponownie z piskiem. Bałam się że dojdzie do wypadku, że nie przeżyjemy. Że już nigdy go nie zobaczę, jak i Emily oraz rodziny.
Na szczęście dojechaliśmy bez żadnego wypadku lub jakiejś stłuczki. Justin wjechał do garażu, zgasił samochód i patrzył przed siebie. 
-Justin - szepnęłam.
-Nic nie mów - syknął w moją stronę.
-Ale.. - nie dokończyłam.
-Nie ma żadnego jebanego ale! Zachowałaś się jak zwykła dziwka, rozumiesz?!
-Justin! - pisnęłam. - Sam nie byłeś lepszy!
-Ale ja się z nią nie pierdoliłem!
-Ja z nim też nie!
-Było widać - szepnął i wysiadł.
Siedziałam w samochodzie przez jeszcze parę minut. Płakałam. Łzy zlewały mi się z krwią. Tak, nadal nos mi cholernie krwawił.
-Wchodzisz do tego pierdolonego domu czy nie?! - usłyszałam krzyk Justina.
Odpięłam pas i wysiadłam. Usłyszałam dźwięk zamykanego samochodu. 
Weszliśmy do domu a Justin od razu pociągnął mnie do łazienki. Posadził mnie na blacie a następnie wyjął z szafki apteczkę. Delikatnie oczyścił krew.
-Schyl się nad zlew.
-Co? - szepnęłam.
-Schyl się nad zlew i dmuchnij nosem.
Zrobiłam jak kazał. Trochę krwi poleciało mi jeszcze ale potem było już dobrze. Justin ponownie posadził mnie na blacie a jego dłonie znalazły się obok moich ud.
-Powiedz mi, dlaczego to zrobiłaś? 
-Przecież to nie ja...
-Jak nie Ty kurwa! Ty!
-Justin, nie podnoś na mnie głosu - syknęłam.
-Dobrze Ci zrobił? Jest lepszy ode mnie? - spojrzał mi w oczy.
-Przestań! Porozmawiamy o tym jutro, teraz się nie da z Tobą o tym rozmawiać. - szepnęłam i zeszłam z blatu. Jego ręce nadal znajdowały się na blacie przez co nie miałam jak odejść. Odepchnęłam go od siebie i wyszłam z łazienki. Weszłam do ostatniego pokoju na końcu korytarza, przekręciłam klucz a następnie rzuciłam się na łóżko. Z moich ust wydobył się cichy szloch, który próbowałam powstrzymać. Przycisnęłam dłoń do ust aby Justin nie usłyszał że płaczę. Po chwili uspokoiłam się a Morfeusz zabrał mnie do swojej krainy.

*****
Doskonale wiem, że jest krótki. Ostatnio wzięło mnie aby dodawać krótsze rozdziały. Właśnie zaczęły mi się ferie, oczywiście będę miała wyjazd, ale dopiero za tydzień. 
Wracając do długości rozdziałów. Od dzisiaj będą krótsze. 
Jest tu Was mało. Dlatego proszę aby każdy z Was skomentował podpisując się. Bardzo o to proszę.
A i prosiłabym o polecenie bloga, czy coś, czyta to tylko cztery osoby, dlatego prosiłabym abyście komuś polecili, będę bardzo wdzięczna!
Kocham Was.