1.10.2013

Return / Chapter 7

Piszę na początku. Mam już nowy router. Wiem, to dziwne że tak wcześnie. Jestem równie zdziwiona ale i szczęśliwa jak i wy. Nie wiem kompletnie co ile będą pojawiały się części. Nie będę podawała konkretnej daty. Rozdział będzie, kiedy będzie. Wam nie chce się pisać nawet głupiej emotki, to ja nie będę obiecywać nic. Co do opowiadania 'Forever' nie wiem kiedy Karolina doda. Na razie ma dużo nauki.
***
Każdy kto czyta to opowiadanie niech skomentuje. Wystarczy nawet ":)". Chcę wiedzieć dla ilu osób to piszę. I proszę nie komentujcie po 4 razy abym dodała część.
KAŻDY KTO CZYTA - KOMENTUJE
Mi osobiście rozdział się podoba nawet. A takie małe info. Dodam jeszcze kilka rozdziałów i zakończę sezon pierwszy. Będę dzieliła to na sezony ;)
Zrobiłam nową ankietę więc każdy kto to czyta niech głosuje.
***




*LILY POV*
Obudziłam się około godziny 20. Przetarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Czułam, że mam ściśniętą rękę, więc spojrzałam na nią. Była owinięta bandażem. 
W jednej chwili przypomniałam sobie wydarzenia z przed paru godzin.
Carter.
Żyletka.
Proszki.
Justin.
O co w tym wszystkim chodzi? Po co Carter tu przyszedł? Jak on się tu znalazł? 
Nie.
On nie przyszedł do mnie. Nie utrzymujemy kontaktu. Nie widzieliśmy się od ponad roku. Jeszcze jedno.
Justin.
Przyszedł do domu Justina. Nie mojego. Przyszedł w stu procentach do bruneta. Skąd się znają? 
Czy..
Czy Justin zadaje się ze mną tylko i wyłącznie ze względu na Cartera? Może mu coś kazał.. Nie, Justin taki nie jest. Może Carter po prostu pomylił domy, adres..
Za dużo myślę, a za mało robię. 
Wolnym krokiem zapukałam do pokoju Justina. Uchyliłam drzwi i wsunęłam się do środka. Justin siedział na łóżku. Miał głowę w dłoniach. Jak najciszej potrafiłam podeszłam do niego. Usiadłam obok chłopaka a ten podniósł głowę. Nie wiedziałam co powiedzieć. Patrzyłam w jego czekoladowe tęczówki. 
-Dlaczego? - szepnął.
-Co?
-Dlaczego się pocięłaś? - spojrzał w kierunku bandażu.
-Nie ważne.
-Ważne Lily.
-Znasz Cartera? - zapytałam
-Też chciałem Cię o to zapytać.
-Więc?
-Nie znam.
*JUSTIN POV*
-Nie znam. - skłamałem.
No bo co mam jej powiedzieć? Tak Lily, znam go. Kazał mi Cię mu dostarczyć by mógł Cie zabić. A ja się na to zgodziłem bo bałem się o moją karierę.
Bez sensu.
-A ty go znasz? - zapytałem
-Tak. To mój były chłopak. Byłam z nim rok temu. Ufałam mu, kochałam. Był dla mnie wszystkim. Był jedną osobą która mnie rozumiała. A on? Zwyczajnie mnie w sobie rozkochał i zostawił. Zaciągnął do łóżka i zostawił. Zwierzałam mu się, a on po prostu się mną zabawiał. Nigdy nie czułam się bardziej zraniona, Justin. Był dla mnie wszystkim.. 
Więc tak to było. Znał ją, ale to bardzo dobrze. Ale po co mu ja? Po co chce ją skrzywdzić? Z tego co wiem nie widzieli się ponad rok. Więc co chce od niej Carter? 
-Przykro mi.. - powiedziałem w końcu.
-Ta, mi też. Co on tu robił? Skoro go nie znasz.. Przyszedł do mnie? 
-Pewnie tak. 
Ciężko było mi to powiedzieć. No ale co miałem jej powiedzieć? Przyszedł by Cię skrzywdzić? No właśnie.
Jedną dłonią położyłem dłoń na jej biodrze przysuwając bliżej siebie. Brunetka oparła głowę o moje ramie. Siedzieliśmy tak w ciszy, 10 minut?
-Pocięłaś się przez niego? - zapytałem.
-Sama nie wiem dlaczego to zrobiłam. To był jakiś odruch. Zawsze tak robiłam, i widać nadal robię.
-Obiecaj że nigdy więcej się nie potniesz. 
*LILY POV*
-Obiecaj że nigdy więcej się nie potniesz. - powiedział.
-Nie mogę Ci tego obiecać Justin. - spuściłam głowę w dół.

-Pomogę Ci wyjść z tego gówna, będzie dobrze. Jeżeli cięcie się to twój odruch rozpaczy, zdenerwowania to.. powal pięściami w poduszkę, no albo we mnie. Nigdy więcej tego nie rób. Obiecaj. Pomogę Ci, zobaczysz więcej tego nie zrobisz ale obiecaj mi. 
-Obiecuję. - powiedziałam
Chłopak przytulił mnie do siebie więc wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Justin pomoże mi z uzależnieniem.
-Lily, znowu brałaś. Widziałem.
-No właśnie, obiecałam Ci że więcej nie będę brała, ale zrobiłam to. Teraz będzie tak samo.
-Nie będzie tak samo. Będę przy tobie, nie pozwolę Ci więcej zrobić żadnych głupstw. Powiedz mi tylko, skąd miałaś proszek skoro Ci wszystko zabrałem? - podniósł jedną brew
-W łazience miałam jeszcze parę woreczków. Przysięgam, więcej już ich nie mam. To był ostatni. - mówiłam zgodnie z prawdą
-Dobrze.
*DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ*
-Justin szybciej! - krzyknęłam
Chłopak momentalnie znalazł się obok mnie.
-Spóźnię się przez Ciebie do pracy.
-Oj tam. - powiedział i otworzył drzwi.
Wyszliśmy z domu i szybko wsiedliśmy do jednego z aut bruneta.
Super. Znowu spóźnię się do pracy. W sumie nie robi mi to żadnego znaczenia. Jest mi obojętne czy stracę tą prace. Nie jest mi narazie potrzebna. Dobrze stoję finansowo, i od czego mam moich kochanych rodziców? Wyczujcie ten sarkazm. Może czas najwyższy zacząć nowe życie? Bez obowiązków. Całkowity spontan. 
-Jesteśmy.
-Nie musisz dziś po mnie przyjeżdżać. Idę do Emily.
-Zawiozę Cię. - powiedział.
-Nie Justin, mam dwie sprawne nogi więc sobie poradzę. - zaprzeczyłam.
-Tu nie o to chodzi. Chodzi o to że sytuacja sprzed 2 tygodni może się powtórzyć.
-Justin codziennie mnie gdzieś wozisz. Jest okej, ten ktoś się ode mnie już odczepił, nie musisz się o mnie martwić.
-Muszę. - szepnął.
Wywróciłam oczami i wysiadłam z samochodu. Szybko weszłam do pomieszczenia kierując się do pokoju szefa.
-Proszę. - usłyszałam.
Uchyliłam drzwi i już po chwili siedziałam na fotelu naprzeciwko dobrze znanego mi mężczyzny. 
-O co chodzi? - zapytał. 
-Chciałabym się zwolnić. 
Mężczyzna odłożył wszystkie papiery które miał w dłoniach i spojrzał na mnie.
-Za mało Ci płacę? O to chodzi?
-Nie. Po prostu nie chcę już pracować. 
-Nie podoba Ci się to miejsce? Dostałaś lepszą ofertę? - dopytywał.
-Nie. Nie chcę pracować. Nie potrzebuje, nie muszę. Jutro dostarczę wypowiedzenie. 
-Kurwa! Nie tak szybko panienko! - krzyknął gdy miałam wychodzić.
-O co chodzi? - zapytałam.
Szatyn złapał mnie za nadgarstki i przycisnął do ściany.
-Może zabawimy się, jak kilka miesięcy wcześniej? - zapytał.
*KILKA MIESIĘCY WCZEŚNIEJ*
Popijaliśmy właśnie dziesiątego drinka. W okół nas tańczyło sporo ludzi ocierających się nawzajem o siebie.
-Przejdziemy się na koniec? - zapytał ochrypłym głosem.
-Pewnie. - wypaliłam.
Myślałam o jednym. Tylko i wyłącznie.
Mężczyzna zaprowadził mnie na górę klubu i weszliśmy do jednego z pokoi. Od razu rozpięłam mu rozporek. Szatyn nie był mi dłużny i złapał za sukienkę która po chwili leżała pod moimi nogami. Zwinnym ruchem leżeliśmy oboje na łóżku.
***
-To jak? - nalegał.
-Nie. Nie pójdę z Tobą do łóżka.
-Zapłacę Ci więcej niż wynosi twoja pensja.
-Nie potrzebuję pieniędzy. 
Chciałam się wyrwać lecz za mocno mnie trzymał.
-Wiem że chcesz. Przecież było nam dobrze. Możemy to powtórzyć.
-Pójść mnie. 
-Zamknij się, mała suko! - oblizał wargi
Zaczęłam krzyczeć  i modlić się by ktoś mnie usłyszał. Na szczęście do pokoju weszła ta głupia, tania dziwka co zarywała do Justina.
Wyrwałam się mojemu byłemu szefowi i podeszłam w stronę drzwi, gdzie stała blondynka.
-Jutro dostarczę wypowiedzenie. - powiedziałam i wyszłam.
Opuściłam ciepłe pomieszczenie które znałam na pamięć i wiedziałam jedno. 
Więcej tu nie wrócę.
Lekkim krokiem ruszyłam w lewo. Przejdę się do mojego mieszkania. 
Zaraz.
Justin mówił abym nie chodziła sama po mieście. Trudno. Nic mi się przecież nie stanie. 
Za zakrętem zauważyłam że od kawiarenki idzie za mną mężczyzna w kapturze. Miał spuszczoną głowę w dół. 
Wariuję. 
Przecież nie każdy kto za mną idzie nie chce mnie skrzywdzić. Po prostu idzie w tę samą stronę. Nic nadzywyczajnego.
Już od 10 minut ten facet za mną idzie, tylko on. Postanowiłam skręcić w boczną uliczkę, skracając tym sobie drogę do domu i sprawdzić czy pójdzie za mną.
Poszedł równo za mną.
Zaraz. Co ja zrobiłam? Weszłam w opuszczoną uliczkę. Świetnie.
Niepewnie przyspieszyłam. On też. Zanim pomyślałam zaczęłam biec. Na szczęście miałam dobre tenisówki.
Biegł za mną. 
Poczułam silny uścisk na nadgarstkach. Mężczyzna zabrał mi ręce za moje ciało i ścisnął jedną dłonią moje nadgarstki. Syknęłam z bólu.
-Nie krzycz, nie uciekaj. - szepnął kładąc dłoń na moim ramieniu. 
Jego głos..wydawał się taki znajomy. 
-Kim jesteś? - zapytałam.
-Nie zadawaj się z Justinem. To nie towarzystwo dla Ciebie. On chce Cię tylko skrzywdzić. Wyprowadź się od niego. 
Że co? Skąd wie że znam Justina?
No ok, niech se wie.
Ale skąd wie że u niego mieszkam?
-Znamy się?
Uścisk rozluźnił się i po chwili byłam wolna. Obróciłam się ale nikogo już tam nie było. Zaczęłam biec ile miałam sił w nogach w stronę mieszkania.
*JUSTIN POV*
Zaparkowałem pod kawiarenką w której pracuje Lily i wszedłem do środka. Postanowiłem podejść do mojej, oczywiście ulubionej kelnerki. (wiecie o kogo chodzi? nasza kochana blondyneczka.) 
-Jest Lily? - zapytałem.
-Hm. Dziś była mała awantura!
-Co w związku z tym? - warknąłem.
-Chodzi o Lily i szefa. Uważam że szef ją obmacywał a wtedy weszłam ja. Lily była przyciśnięta do ściany i jak wychodziła mówiła że jutro złoży wypowiedzenie! Szef nie był zadowolony że im przeszkodziłam, ale jak usłyszałam krzyk Lily postanowiłam sprawdzić czy wszystko w porządku. Powinieneś wiedzieć skoro jesteś jej chłopakiem. - zatrzepotała rzęsami.
Że co? Obmacywał ją? Zwolniła się?
-To gdzie ona teraz jest? 
-Nie wiem. Tu jej nie ma.
Bez słowa wyszedłem z kawiarni. Wsiadając do auta wybrałem numer brunetki. Odebrała po czterech sygnałach. 
-Tak Justin?
-Gdzie jesteś?
-U siebie.
-Już jadę. - zakończyłem połączenie.
Odpaliłem silnik i po chwili mknąłem ulicami.
Po niecałych 10 minutach stałem pod drzwiami Lily.
*LILY POV*
Wchodząc do mieszkania doznałam szoku. Wszystko było rozwalone. Dosłownie wszystko. Drzwi powyrywane z nawiasów. Szafki, komody rozwalone. Lustra pęknięte. Sofa cała podarta. W kuchni wszystkie rzeczy rozwalone. 
To nie było już moje przytulne mieszkanko.
Telewizor plazmowy pęknięty, nie mówiąc już o komputerze. Wszystko co się dało, zostało uszkodzone. Będzie mnie to kosztować majątek.
Usłyszałam dzwonienie mojego telefonu. Sięgając do torebki odebrałam połączenie od Justina.
-Tak Justin?
-Gdzie jesteś?
-U siebie. - westchnęłam.
-Już jadę. - rozłączył się.
Rzuciłam telefon na podartą sofę i usiadłam na niej. 
Po niecałych 10 minutach usłyszałam pukanie. Poszłam więc otworzyć.
-Hej. - powiedziałam.
Justin wszedł do mieszkania. Już w progu analizował co się mogło wydarzyć. Wszedł głębiej do mieszkania. Bez słowa pobiegł na górę, lecz po chwili był z powrotem. 
-To się musiało wydarzyć pod twoją nieobecność. - mruknął.
Pod nosem wyleciało mu też dużo, różnych przekleństw.
-Co teraz? - zapytałam niepewnie.
-Niedługo mam trasę. Wyjedziesz ze mną. Myślę, że to nie będzie problem. Z tego co wiem już nie pracujesz. - oblizał usta. - a właśnie, co się dzisiaj wydarzyło z twoim byłym szefem?
-Nie wiem o czym mówisz. - skłamałam.
-Nie kłam, wiem od przemiłej blondyneczki. Co się wydarzyło?
-Nic takiego. Wściekł się że chce odejść. Mówił, że jestem potrzebna. 
-Kłamiesz. - podszedł do mnie i położył dłonie na moich biodrach. - powiedz mi całą prawdę. Dobierał się do Ciebie? Plastik widziała że przyciskał Cię do ściany, a ty wołałaś o pomoc. Serio to nic takiego?
-Justin, nic się nie wydarzyło. Jest okej.
Przecież nie mogę mu powiedzieć że spałam z własnym szefem kilka miesięcy temu, a on chciał to powtórzyć. Pomyśli sobie że jestem dziwką. 
-Jeżeli ty nie chcesz mi powiedzieć, sam się dowiem. Ale wtedy będę czuć się okłamany. Nie chcesz tego, prawda? 
Justin jednym ruchem przyciągnął mnie do siebie. Proszę bardzo, chce znać prawdę? Będzie ją znał.
-Dobrze. Spałam z nim kilka miesięcy temu. Dokładniej, na imprezie. Byłam schlana, on też. Poszliśmy do jakiegoś pokoju i to zrobiliśmy. Dziś chciał to powtórzyć, ale ja nie. Więc zaczęłam krzyczeć. Na moje szczęście usłyszała to Nora i dzięki niej mogłam opuścić pokój mojego byłego szefa. Ucieszony? - zapytałam patrząc mu w oczy. 
Jego wyraz twarzy, nie wyrażał żadnych uczuć. Patrzył na mnie w bezruchu.
-Justin powiedz coś. - szepnęłam.
-Nie wiem co. - przerwał. - Zabiję śmiecia.
Teraz jego wyraz okazywał gniew. 
-Nie jesteś zły że z nim spałam? 
-Nie. Byłaś pijana. Pewnie dosypał Ci czegoś do drinka.
Okej, niech będzie tak że mnie upił i dosypał coś do drinka. Może być. 
Justin przytulił mnie do siebie i pocałował w głowę. W jego ramionach czułam się naprawdę bezpieczna. 
-Możesz zabrać resztę rzeczy. Za cztery dni wylatujemy. A innymi słowy, zabierz wszystkie swoje rzeczy. 
-Co?
-Chyba nie myślisz że będziesz tu mieszkać? Lepiej zabierz wszystko. No już, biegnij. - posłał mi uśmiech który oczywiście odwzajemniłam.

7 komentarzy:

  1. fajnie że wróciłaś :)x
    o wow jaki rozdziału :oe
    On zna Cartera i On kazał Justinowi .dostarczyć Ja by mógł ja zabić. :o ;c
    jaki koleś z jej byłego szefa -.-
    co to za akcja wgl ? to był Carter ? ehh i te mieszkanie ;/
    ale przynajmniej jedzie z Justinem w trase będzie bezpieczna :D <3
    czekam na kolejny ;)
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie, ze już wróciłaś :D Super rozdział : )

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG,ale akcja z tym szefem..*_* Kocham to czytać,masz niezwykły talent dziewczyno..powinnaś napisać książkę normalnie..O.o <3 ;* Rozdział zawalisty,jak zwykle,czekam na nn.<3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak dobrze,że wróciłaś! Nudno było bez cb.<3 ;* Rozdział cuudowny..moja mina jak czytałam tą scenę była dosłownie taka: "O.O",kocham to czytać,tu zawsze się dzieje tyle akcji,cudowne jednym słowem,czekam na nn.<3

    OdpowiedzUsuń
  6. I read your blog from 2 days. And I can say:I Love It!it's fantastic. My friend translate me this. Because I can't speak polish :/. My school, friends and boyfriend o.O read it. Goo luck! ;) ❤️I wait for next 💎

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny rozdzial *.* fajnie, że wcześniej wróciłaś. Ciekawa jestem, co będzie dalej i już nie mogę się doczekać < 3

    OdpowiedzUsuń