15.11.2013

Chapter 11/ End of part I

-Schowaj się, shawty. - szepnął.
Nie wiedziałam co robić. Po cichu wstałam od stołu i ruszyłam na palcach do sypialni. Nie wiedząc gdzie się schować weszłam pod łóżko. Tak strasznie się bałam. Ręce mi się trzęsły, nogi miałam jak z waty. Drzwi zostawiłam uchylone aby cokolwiek widzieć. Miałam dobry widok na Justina który czaił się za ścianą z pistoletem. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi a potem głośne krzyki. Justina mięśnie się napięły ale po chwili się poluźniły i chłopak odłożył broń. Zaczął się głośno śmiać. Nie wiedziałam o co chodzi, gdy do niego podbiegł Chris i jeszcze dwóch innych facetów. 
-Lily, chodź. - mówił szatyn przez śmiech.
Wyszłam nadal spięta z pod łóżka. Chris z resztą śmiali się w wniebogłosy. Wkurzona wyszłam z sypialni i rzuciłam ciche "cześć"
-Eje! Collins, uśmiechnij się, to było całkiem zabawne. - powiedział Chris.
-Nie było. - powiedziałam oschle.
Odeszłam od tych idiotów, wzięłam swoją torebkę i skierowałam się do wyjścia. Nagle ktoś złapał mnie za nadgarstek, obrócił przodem do siebie. To był Justin, nasze ciało dzieliło co najmniej dwa centymetry. 
-Czego chcesz? - spojrzałam mu w oczy.
-Gdzie się wybierasz? Przecież wiesz, nie możemy wychodzić bez ochrony. - szepnął.
-Niby dlaczego? Bo Twoi koledzy znowu zrobią jakiś głupi żart a Ty wyskoczyć z pistoletem i później będziecie się z tego śmiać? 
Wyrwałam się Justinowi i wybiegłam z pokoju. Wcisnęłam windę ale po chwili pożałowałam. Mogłam biec schodami, a nie czekać na windę czego skutkiem było to, że zostałam złapana przez Biebera. Przerzucił mnie przez ramię i zaprowadził z powrotem do pokoju. Chrisa i dwóch innych mężczyzn już nie było. Szatyn położył mnie na łóżku w sypialni a następnie sam położył się na mnie podpierając dłońmi przy mojej głowie. Nasze twarze dzieliła niebezpieczna odległość. Justin patrzył mi prosto w oczy.
-Jesteś taka piękna. - szepnął a następnie zaczął całować i ssać moją szyję.
Odchyliłam głowę w bok dając pełny dostęp Justinowi.
*DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ*
Właśnie lecimy do domu. W końcu. Nie mieliśmy praktycznie w trasie czasu dla siebie z Justinem. Teraz będę miała go dla siebie. Tylko dla siebie.
-Lily, musimy porozmawiać. - szepnął szatyn.
-Um.. Okej, a o czym? 
-Pamiętasz jak lecieliśmy, wtedy pierwszy raz w moją trasę? - zapytał a ja kiwnęłam głową by kontynuował. - Chcę Ci powiedzieć pewną rzecz. Okłamałem Cię i.. - przytuliłam go a on ucichł.
-Cokolwiek powiesz zawsze będę z Tobą. - szepnęłam mu do ucha i musnęłam jego policzek wargami.
-Bo zaczęło się od tego.. Nie umiem zacząć. Jeszcze wtedy się nie znaliśmy. Ten który teraz Cię chce zabić groził mi. Mówił że jak nie uwiodę i nie dostarczę Ciebie dla niego, zniszczy mi karierę. Nie mogłem pozwolić na to, długo pracowałem na to co teraz mam, żeby to tak zniszczyć przez jakiegoś frajera. Zgodziłem się. Wtedy jak szłaś na imprezę chciałem Cię podwieźć. Nie chciałaś ale i tak udało mi się Cie poznać. Już po pierwszym dniu gdy Cię poznałem nie chciałem dalej w to brnąć. Nie chciałem żeby Cię skrzywdził. Chciałem Cię chronić przed nim, Lily. Praktycznie chciałem Cię skrzywdzić dla własnej kariery przez dobę, gdy Ciebie nie znałem. Ale gdy już poznałem nie mogłem pozwolić by coś Ci się stało. A potem zakochałem się w Tobie i jakby coś Ci się stało, zabiłbym się. 
Gdy Justin skończył miałam już całe mokre policzki. Już w czwartym zdaniu wypowiedzianym przez szatyna odsunęłam się od niego i zaczęłam płakać. Nie mogłam pojąć jak on mógł mi to zrobić! 
-Dla-dlacz-dlaczego? - wydukałam.
Justin próbował mnie przytulić ale za każdym razem się oddalałam, choć nie miałam już miejsca. Siedziałam od szyby, nie miałam jak. 
-Wiedziałem że nie zrozumiesz. Ale ja Ci nic nie zrobiłem! Nie rozumiesz? Gdy Cię tylko poznałem nie chciałem Cię jemu oddać, rozumiesz to co do Ciebie właśnie mówię? Byłem wobec Ciebie uczciwy! Sprawiedliwy! Troskliwy! 
-Dlaczego na mnie krzyczysz? - szepnęłam.
-Przepraszam. - powiedział już spokojnie. - Ale nie gniewaj się na mnie. Przecież ja nic takiego nie zrobiłem. Na początku martwiłem się tylko o swoją karierę, nie obchodziło mnie co on zrobi z Tobą gdy Cie dostarczę. Ale uwierz, gdy tylko Ciebie poznałem zmieniłem zdanie. Nie obchodziła mnie moja kariera, tylko Ty. 
-Mogłeś mi powiedzieć na początku. - szepnęłam i wstałam. 
Chciałam przejść przez nogi Justina ale nagle samolotem coś szarpnęło i upadłam prosto na jego kolana. Szatyn objął mnie mocno.
-Co sie dzieje?! - krzyknął Justin.
Wszyscy z załogi Justina zaczęli biec do pilota. Czułam, że powoli spadamy, że to już koniec. Że wszyscy umrzemy. Nagle znowu coś szarpnęło samolotem i tym razem poczułam że się wznosimy. Odetchnęłam z ulgą.
-Wszystko opanowane. - powiedział Chris kładąc dłoń na ramieniu Biebera. 
Czułam, że mięśnie szatyna powoli się rozluźniają. Wstałam i przebrnęłam przez jego nogi. Powędrowałam wolnym krokiem na sam koniec samolotu. Dlaczego nie mógł mi powiedzieć o tym wcześniej? W gruncie rzeczy, nie jestem aż tak zła za to że chciał mnie niedawno zabić wraz z tym kimś. Przecież zmienił zdanie natychmiastowo, prawda? Jestem cholernie wściekła za to że mnie okłamywał. Kłamał codziennie patrząc mi w oczy.
*JUSTIN'S POV*
Wiedziałem że odejdzie. To było do przewidzenia, przecież moje szczęście nie może trwać długo. Wyjąłem moje małe słuchawki od telefonu i puściłem muzykę. Po chwili dosiadł się do mnie Alfredo. 

-Czego chcesz? - rzuciłem oschle.
-Woah! Chamuj się. To, że kolejna Twoja laseczka Cie nie chce to już nie przeze mnie, okej? 
Wściekły rzuciłem się na niego. Złapałem go za bluzę.
-Jeszcze raz coś powiesz, o czym nie masz zielonego pojęcia to Cie zabije. - puściłem go. - Przepraszam. - szepnąłem. 
-To ja przepraszam. Masz racje, nie powinien nic mówić tylko Ci pomóc. Świetny ze mnie przyjaciel.
Posłałem mu uśmiech i poprosiłem czy może sobie już iść, bo chce pobyć sam. Oczywiście zgodził się i już po chwili siedziałem sam. 
Kurwa.
Co ja robię? Zamiast iść do Lily siedzę sobie i słucham muzyki. Prawdziwy facet ze mnie, rzeczywiście. 
Wstałem z siedzenia i rozejrzałem się. Siedziała na końcu skulona. Makijaż miała już cały rozmazany. Na ten widok normalnie zakuło mnie w sercu. Szybko ruszyłem w jej stronę. Usiadłem obok niej. Cholera, teraz już nic nie powiem? Nie mam języka? Nagle odebrało mi mowę przy niej? 
-Lily, przepraszam.
-Wyprowadzam się od Ciebie.  - powiedziała wycierając łzy.
-Nie możesz, nie, nie pozwolę Ci na to. 
Przytuliłem ją do swojej piersi. Ona tak cholernie szlochała. Nienawidzę gdy jest w takim stanie. Delikatnie kciukiem wycierałem spływające łzy dziewczyny.
-Przestań płakać, proszę, serce mi się łamie na pół gdy widzę Cie płaczącą. 
-Chce się od Ciebie wyprowadzić.
-Nie wyprowadzisz. Nie pozwolę.
Czułem że moje mięśnie się napięły bo dziewczyna się wyprostowała, i takim to sposobem nie miałem jej w moich ramionach. Lily znowu się ode mnie przesiadła. Czyli do domu dojedziemy osobno, tak?
*TRZY GODZINY PÓŹNIEJ*
Nadal siedzimy osobno, żadne z nas nie ma zamiaru się odzywać. Cholernie mnie to boli. Dlaczego nie możemy być szczęśliwi? Dlaczego ranimy siebie ciągle? 
Właśnie wylądowaliśmy. Lily zabrała swoje walizki i ruszyła przodem. 
Kurwa.
Przecież ona wróci do siebie!
Kompletnie wyszło mi to z głowy, że takim sposobem mogłaby mi uciec. Szybko ją dogoniłem i zabrałem od niej walizki. Brunetka złapała taksówkę i zabrała ode mnie swoje rzeczy. Długo jeszcze będzie się ze mną tak bawić? Oddałem i swoją taksówkę, usiadłem obok Lily, na co ta krzywo się popatrzyła. Położyłem rękę na jej ramieniu i wygodnie rozłożyłem nogi. Dziewczyna natychmiast się cofnęła.
-Panie Bieber, ona widocznie nie jest zainteresowana, nie wszystkie się z panem puszczą. - powiedział taksówkarz na co Lily się cicho zaśmiała.
Pierdolony gnój.
-Coś jeszcze? - syknąłem.
Po około dziesięciu minutach byliśmy pod moim domem. Lily poprosiła aby taksówkarz na nią zaczekał.
-Pan nie czeka. Dziewczyna po prostu obrażona. - powiedziałem cicho.
-Jasne jasne, poczekam. 
-Mówię, że ma pan jechać, to niech lepiej pan jedzie. - trzasnąłem drzwiami od pojazdu. - Żegnam. 
Facet najwyraźniej zrozumiał i odjechał. Lily spiorunowała mnie wzrokiem i czekała spokojnie pod drzwiami. Wygrzebałem klucz i otworzyłem drzwi. Brunetka od razu wparowała do budynku a ja za nią wolnym krokiem.
-Nie mam przy sobie pieniędzy na taksówkę, odwieziesz mnie? - zapytała stając na ostatnim schodku.
-Gdzie? - podniosłem brew.
-Do domu. 
-Tu jest Twój dom. 
Podszedłem do niej, położyłem dłonie na jej biodrach i spojrzałem głęboko w oczy.
-Justin chce wrócić do mojego mieszkania. Nie chcę z Tobą mieszkać. - powiedziała stanowczo.
Delikatnie musnąłem jej wargi. Przyciągnąłem ją bliżej siebie i już pewniej siebie pocałowałem. O dziwo nawet mnie nie odepchnęła, a to już coś. Jeszcze ją przekonam by została.
-Justin, nie chce. - wysapała a ja natychmiast złączyłem nasze wargi.
Dziewczyna tym razem mnie odepchnęła i wybiegła zabierając swoją walizkę z domu. Leniwie ruszyłem za nią. Stała na podjeździe, trzymając przy uchu telefon. Podbiegłem i zabrałem urządzenie. 
-Dobra, sama tego chciałaś. Proszę, odwiozę pannę obrażalską! Niech Cie zabije! Przecież to nic takiego, prawda?! - wrzasnąłem.
Po chwili już siedzieliśmy w samochodzie. Całą drogę żadne z nas się nie odzywało. Wiem że źle zrobiłem. Nie powinienem tak się do niej odzywać. Już drugi raz dziś tak się dzieje. Nie panuję nad tym. Tak bardzo ją kocham..
Nim się obejrzałem staliśmy pod blokiem. Drobna brunetka wyskoczyła jak poparzona z auta i próbowała swoich sił w wyciągnięciu swoich walizek z bagażnika. Rozbawiony wysiadłem. Wyjąłem walizki i podałem. Czas się wziąć w garść. 
-Odprowadzę Cię. Przy okazji, sprawdzę mieszkanie. On może tam być. Przecież wie, że jesteśmy w mieście.
*LILY'S POV*
-Dobra, sama tego chciałaś. Proszę, odwiozę pannę obrażalską! Niech Cie zabije! Przecież to nic takiego, prawda?! - wrzasnął.
Po raz kolejny na mnie krzyczy. Mam już tego dość, naprawdę dość. 
Już po chwili siedzieliśmy w samochodzie. Całą drogę Justin się nie odzywał, i chyba nie myślał że to ja się odezwę, prawda? Nie ma takiej opcji.
Gdy dotarliśmy pod blok od razu wysiadłam z auta. Próbowałam wyciągnąć te pieprzone walizki z tego samochodu, ale za każdym razem brakło mi sił. Byłam i tak wystarczająco osłabiona. Rozbawiony szatyn wysiadł z auta i wyciągnął moje bagaże.
-Odprowadzę Cię. Przy okazji, sprawdzę mieszkanie. On może tam być. Przecież wie, że jesteśmy w mieście.
Kiwnęłam głową na to że się zgadzam. W sumie ostrożności nigdy za wiele. 
Co ja w ogóle mówię o ostrożności? Wyprowadzam się od faceta który zapewniał mi bezpieczeństwo i życie. Życie które w każdej chwili mogę stracić. Wyprowadzam się od faceta którego kocham.. To takie niesprawiedliwe! Czemu zawsze ja mam takiego pecha? Czym sobie zasłużyłam?
Moje mieszkanie w ogóle nie zmieniło się od ostatniej wizyty. Te same przewrócone do góry nogami mieszkanie co wcześniej. Justin od razu poszedł posprawdzać wszystkie kąty które mi zostały.
-Naprawdę chcesz tu zostać? - zapytał schodząc.
-Tak. - skłamałam.
-Widać, że wcale tego nie chcesz. Przecież możesz do mnie wrócić. Nawet nie wiesz jak bardzo tego pragnę. 
-Nikogo nie ma? - zmieniłam temat.
-Nie. 
-Dziękuję za wszystko, możesz już iść.
Justin chciał coś powiedzieć ale tylko uderzył pięścią w drzwi i wyszedł trzaskając drzwiami. Moje poczucie bezpieczeństwa wyszło razem z nim. Bałam się we własnym mieszkaniu. Miałam ochotę wybiec z tego burdelu i rozpłynąć się w ramionach szatyna. Chciałam by mnie teraz przytulił. 
Wczołgałam się z walizkami do sypialni. Gdy tylko otworzyłam je zobaczyłam w cieniu mężczyznę. Serce zaczęło mi być szybciej. Sądziłam, że się przewidziałam ale zamrugałam parę razy. On miał nóż. Szybko trzasnęłam drzwiami i zbiegłam na dół, zbierając telefon. Był tuż za mną. Wpadłam do łazienki po czym zatrzasnęłam ją. 
-Nie problem rozwalić te drzwi. 
Usłyszałam z tyłu. Serce biło mi tak szybko iż myślałam że lada chwila mi wyskoczy. Wybrałam numer Justina. Szybko wystukałam wiadomość.
"Justin przyjedź, jest tu. Ma nóż. Cholernie się boję. Kocham Cię najmocniej, pamiętaj"
Kliknęłam wyślij i modliłam się by był w pobliżu. 
-Kochanie, mi nie uciekniesz. 
-Kim Ty do cholery jesteś?! - wrzasnęłam przez łzy.
Dławiłam się własnymi łzami.
-Nie pamiętasz mnie skarbie? To ja, Carter.
Na te słowa ciarki mnie przeszły. Zrobiło mi się tak słabo, że myślałam iż stracę przytomność. Tak myślałam że to on. Wszędzie poznam ten głos. Ten głos który szeptał mi czułe słówka, a potem mówił jaka byłam głupia i naiwna. 
-No wyjdź do mnie. Pobawimy się. Prędzej czy później będziesz moja.
-Chwila. - powiedziałam cicho ale byłam pewna że usłyszał.
Po co ma wywalać kolejne drzwi? Właściciel budynku nie będzie za wesoły że mieszkanie jest w takim stanie. Lepiej po prostu wyjść z tej pieprzonej łazienki. Ale najpierw trzeba coś zrobić. Cicho wyjęłam apteczkę. W niej miałam, wiadomo wszystkie potrzebne rzeczy które powinny znajdować się w niej i na samym dnie schowaną żyletkę. Zrobiłam kilka delikatnych kresek. Przemyłam rękę i gdy byłam pewna że czerwona substancja nie będzie chciała wylecieć otworzyłam drzwi. W końcu mogłam go zobaczyć. Nic się nie zmienił. No jedynie ma cholerny zarost. 
-Witaj Lily.
-Opowiesz mi po co to wszystko? 
-W swoim czasie, kwiatuszku. - szepnął.
Carter złapał mnie za nadgarstki i wyprowadził z mieszkania. Nie oszczędzał sobie i zbiegliśmy ze schodów. Gdy moja sąsiadka wchodziła i zauważyła mnie zapłakaną przystała na moment. 
-Kłótnia z dziewczyną, niech się pani nie przejmuje. Właśnie mam zamiar jej to wynagrodzić. Wyjeżdżamy na wakacje, cieszysz się kochanie? - skierował ostatnie pytanie do mnie i przegryzł płatek mojego ucha. 
Wymusiłam uśmiech i podziękowałam mu. Pożegnałam się z sąsiadką, a następnie Carter wyciągnął mnie z budynku. Już pod schodami czekał na nas samochód. Brunet popchnął mnie w stronę drzwi. Usłyszałam krzyki, dlatego obróciłam się w stronę z której one dochodziły. Zauważyłam biegnącego Justina i Chrisa. Modliłam się aby zdążyli. Lecz Carter miał inne plany. Wepchnął mnie do samochodu, który odjechał z piskiem opon. 
-A więc, moja droga, czy szanowny pan Bieber wytłumaczył pani co nie co? 
-Tak. Po co to robisz? - podniosłam brew.
-Odpłacam się Tobie, kochanie. Nie ładnie tak wpakować swojego ukochanego. Nie ładnie. Zapamiętaj to sobie.
-Zabijesz mnie? - szepnęłam 
-Może. A jeśli już to na oczach Biebera. Nie chciał współpracować to będzie miał karę.
Przełknęłam gulę która z sekundy na sekundę robiła się coraz większa. 
-Masz telefon? - zapytał.
Pokiwałam głową, wyjęłam go i podałam Carterowi. Mężczyzna pisał coś i raczej wysłał wiadomość do Justina. Zadowolony schował mój telefon do swojej kieszonki spodni. 
*JUSTIN'S POV*
No i po co ja jej pozwoliłem odejść? Jestem idiotą. 
Właśnie byłem w centrum gdy dostałem sms'a.
"Justin przyjedź, jest tu. Ma nóż. Cholernie się boję. Kocham Cię najmocniej, pamiętaj"
Moje mięśnie napięły się. Szybko wybrałem numer Chrisa.
-Bieber! - krzyknął radośnie.
-Słuchaj Chris, bo nie będę uważał. Musimy pomóc Lily, jest w niebezpieczeństwie. Jadę po Ciebie.
-Spoko, brać broń oczywiście? 
-Bierz, mam jedną w samochodzie ale może być nie naładowana.
Zakończyłem połączenie i odjechałem z piskiem opon. Po drodze sprawdziłem czy moja broń leży na swoim miejscu. Sprawdziłem również czy ma naboje. Pozytywnie. Dodałem gazu i już po chwili jechałem wraz z Chrisem. Miał trzy naładowane pistolety, i w razie czego dodatkowe naboje.
-Jak jej coś się stanie, zabije się.
-Nic jej nie będzie, Justin, uspokój się. - powiedział Chris.
-Jak mam być do cholery spokojny?! Nie wiem czy nic jej nie jest! Nie wiem czy ten skurwysyn jej nie skrzywdził! A co jeśli ona już nie żyje?! - krzyczałem.
Zacisnąłem dłonie na kierownicy i dodałem jeszcze więcej gazu.
Gdy już byliśmy pod blokiem Lily zauważyliśmy że ją ma. Pchał ją w stronę czarnego samochodu. Wyskoczyliśmy z Chrisem z auta, zaczęliśmy głośno krzyczeć. Moja ukochana obróciła się ale po chwili została wepchnięta do samochodu, który odjechał z piskiem. Przekląłem pod nosem i wbiegliśmy z powrotem do mojego samochodu. Szybko odjechałem za nimi. Niestety jak zwykle pojawiło się czerwone światło i nie było możliwości przejazdu, ponieważ samochody z prawej strony i lewej zaczęły się rozjeżdżać. Gdybym pojechał, prawdo podobnie doszłoby do wypadku i Lily została by sama. Gdy w końcu pojawiło się te zielone ruszyłem. Jechałem naprawdę szybko, lecz ich już nie było. Zaparkowałem oburzony na parkingu obok pustego budynku.
-Kurwa. - powiedziałem.
-No to jesteśmy w dupie. Musimy czekać.
-Na co? No powiedz na co!
-Może zadzwoni. Jakby chciał okup czy coś. 
-On nie chce kasy. On chce Lily. - fuknąłem.
Jak na zawołanie rozległ się dźwięk mojego telefonu.
-Mówiłem. - szepnął.
-To nie znaczy, że koniecznie od niego. 
Wyciągnąłem mojego czarnego iPhona. Wiadomość od Lily.
"Pamiętasz gdzie pierwszy raz się spotkaliśmy? Na opuszczonej działce pod miastem? Jesteśmy tam, Bieber. Twojej kochanej Lily jeszcze nic się nie stało, do czasu"
Pokazałem wiadomość Chrisowi i ruszyliśmy. Po drodze zgarnąłem jeszcze dwóch kumpli. Na pewno się przydadzą, prawda? Po około dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Zaparkowałem trochę dalej niż jest działka. Cicho pobiegliśmy. Był tam też jeden, wielki opuszczony magazyn. Zaraz, są w magazynie czy za nim na działce? Wysłałem dwóch aby przeszli do magazynu, a ja z Patrickiem ruszyłem za magazyn. Już za rogiem zauważyłem ich. Był Carter i dziewięciu innych facetów oraz moja Lily. Miałem ochote podbiec i ją od nich wyrwać, ale nie mogę robić pochopnych kroków. Brunetkę za ramiona, z dwóch stron trzymało dwóch mężczyzn.
-Naładowany? - szepnąłem do Patricka.
Ten kiwnął głową i zza rogu strzeliliśmy w pierwszych ludzi Cartera. Czterech od razu upadli na ziemie. No i zaczęła się strzelanina. Chris z Louisem wybiegli z magazynu i pomogli nam. Zostali tylko dwaj, którzy trzymali Lily i Carter. 
-Mi zostawcie tego który stoi przed dziewczyną. Dwóch obok niej załatwcie, tylko nie wycelujcie przez przypadek w nią. 
Nim się obejrzałem zaczęli w nas strzelać ponownie. Louis został postrzelony. 
-Nie żyje! - krzyknął Patrick. 
Wkurwiony strzeliłem w dwóch ostatnich.
-Zajmijcie się Louisem. Poradzę sobie. - rzuciłem.
-Jak coś wołaj!
-To koniec Carter. Zostałeś sam. - krzyknąłem.
-Jeszcze zobaczymy! 
Carter wystrzelił. Leciało prosto na mnie. Upadłem na ziemie udając że dostałem i nie żyję. Usłyszałem piski i płacz Lily. Podniosłem delikatnie rękę i strzeliłem w Cartera. Dostał, upadł. Koniec. Lily od razu podbiegła do mnie.
*LILY'S POV*
Gdy Carter wystrzelił w Justina zaczęłam płakać. Ale gdy szatyn upadł podskoczyłam, piszczałam, szlochałam. 

Usłyszałam kolejny wystrzał, Carter upadł. Podbiegłam sprawdzić czy żyje. 
Nie żył.
Szybko pobiegłam do Justina. Leżał na ziemi. Lecz gdy podbiegłam wstał i mnie przytulił.
-Ty żyjesz! - krzyknęłam i zawisłam na jego szyi. 
Szatyn obrócił mnie w okół osi i pocałował w skroń. 
-Udawałem że oberwałem. Sprawdzałaś czy żyje?
-Nie żyje. Dziękuję że przyjechałeś!
Justin od razu złączył nasze usta w pocałunek. Podbiegło do nas dwóch facetów, a w jednym rozpoznałam przyjaciela Justina, Chrisa. 
-Policja tu jedzie! Uciekajmy i zabierać nasze bronie! Nikt nie może wiedzieć że tu byliśmy! Nie może zostać żadnych dowodów! - krzyczał jakiś czarny.
Justin złapał mnie za dłoń i wszyscy razem uciekliśmy. Chris niósł w rękach jakiegoś nieprzytomnego mężczyznę, który chyba został postrzelony. Justin usiadł za kierownicą, na miejscu pasażera położyli tego nieprzytomnego, a ja z Chrisem i nieznanym mi facetem na końcu. Siedziałam na samym środku.
-Jak się czujesz? Nic Ci nie jest? - zapytał Chris przyglądając mi się.
-Nic mi nie zrobili. Jest okej. Co mu? - wskazałam głową na nieprzytomnego mężczyznę.
-Został postrzelony. - odpowiedział mężczyzna z czarnymi włosami.
-Gdzie jedziemy? - zapytałam.
-Najpierw odwieźć Chrisa z Patrickiem do szpitala. Muszą go zanieść, a ja jestem we krwi więc lekarze mogą się domyślić że braliśmy udział w strzelaninie. Bezpiecznej będzie gdy wrócimy do domu. - odpowiedział Justin.
Pokiwałam głową i przez resztę drogi siedziałam cicho. Co chwilę z moich oczu wypływały słone łzy, które Chris wycierał chusteczką. Wolałabym aby to robił Justin. 
Gdy już dojechaliśmy pod szpital cała dwójka, oczywiście z trzecim na rękach opuścili auto. Szybko wślizgnęłam się na miejsce obok Justina.
-Jak się kochanie czujesz? - zapytał Justin biorąc kosmyk moich włosów na ucho. - Nie płacz shawty. - wytarł kciukiem łzę.
-Kocham Cię. - szepnęłam.
Justin oparł swoje czoło o moje. 
-Jak dostałem od Ciebie sms'a myślałem że zwariuje, że nie zdążę na czas. Że już nigdy się nie zobaczymy. Ale teraz jesteś tu, ze mną i już zawsze będziemy razem, prawda? Bo się kochamy, tak?
-Tak Justin. - powiedziałam i się uśmiechnęłam.
Justin musnął moje wargi i odjechaliśmy spod szpitala. Przez całą drogę szatyn trzymał dłoń na moim udzie, pocierając go. Teraz wszystko powinno być idealnie. Żadnych zmartwień czy przeżyjemy do jutra. Będzie cudownie. Musi być.

***
No więc! Koooooniec! Koniec I części opowiadania ;) Niedługo pojawi się nowy zwiastun, do drugiej części :) Rozdziały będą dodawane tak jak wcześniej, na pierwszy rozdział II części długo nie będzie trzeba czekać ;) Zastanawiam się nad wyglądem bloga, zmieniać czy nie? Doradźcie, błagam! No więc, co jeszcze? 
Dziękuję pewnemu anonimkowi, zawsze po kolei opisuje co się wydarzyło, jak to się potoczyło, jak ktoś się zachował, dziękuję! Zawsze jak czytam od Ciebie komentarz to na mojej twarzy pojawia się szczerzy uśmiech ;) Jeszcze raz dziękuję.
I dziękuję wam wszystkim że byliście ze mną <3 Mam nadzieję że wszyscy skomentujecie. Chociaż i tak wiem że niektóre osoby odeszły, albo po prostu nie mają internetu lub inne przeszkody, bo nie skomentowały ostatnich dwóch rozdziałów, ale to nic, bo na ich blogach zauważyłam że też nie pojawiają się rozdziały więc to na pewnie jakieś przeszkody ;) Macie wrażenie że pisze jakby notkę pożegnalną? Haha, ja tak <3 Ale to nie koniec! Ruszamy z II częścią kochani!
Zmieniać szablon?

10 komentarzy:

  1. Rozdział świetny jak zawsze! <3 co do wyglądu ci niestety nie poradzę, bo ja czytam blogi na komórce i wygląd jest inny :) a teraz życzę weny i czekam na kolejną część :*

    OdpowiedzUsuń
  2. O Mój Boże chyba mam zawał *_* Ten rozdział jest zaaaajebisty.<33 Z resztą jak każdy inny,czekam na kolejną część z zapartym tchem.*.* A co do szablonu nie zmieniaj,ten mi się bardzo podoba,chociaż mógłby być odrobinkę jaśniejszy.:) Ale to tylko moje zdanie,zrobisz jak uważasz. Pozdrawiam i życzę weny.<33

    OdpowiedzUsuń
  3. O jaa :o ale akcja. Świetny rozdział, wręcz genialny :D nie zmieniaj ten jest dobry:) Już nie mogę się doczekać następnej części. Uwielbiam ten blog:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, to chyba najlepszy ze wszystkich rozdzialow. Co za akcja *.* jeeej, teraz to jestem ciekawa, co bedzie w drugiej czesci. Juz nie moge sie doczekac < 3 jestes niesamowita ;* a wyglad bloga jest sliczny taki, jaki jest teraz. Ale zawsze mozna cos zmienic. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejkuu :D super <333 dodaj jak najszybciej następną część :) to było booskie jestes najlepszą blogerką :D serio :D ubóstwiam cię :)

    OdpowiedzUsuń
  6. jeejkuu! czekam z niecierpliwością na drugą cześć! uwielbiam Cię <333

    OdpowiedzUsuń
  7. Oo jak mi sie milo zrobilo <3*-* ciesze sie i teraz rowniez szczerze sie usmiecham jak czytam taka notke gdy ktos o mnie wspomina i to w tak mily sposob dziekuje :)x
    co do rozdzialu to jest popro
    stu genialny <3 strasznie mi sie podoba jest taki dlugi i fajnie opisany no i musze przyznac najlepszy z calej czesci :) choc wszystkie byly fajne i ciekawe ;33
    no i mialam racje ze to chlopaki ale fakt to nie bylo zabawne na ej miejscu tez bym sie wystraszyla idioci -,- ale fajni idioci ;D haha
    No dobrze ze Justin ich wyprosil bo tez w sumie gdybym byla na jej miejscu wolalabym ich nie ogladac xD
    Zrobilo sie slodko uhuh czulosci *-*
    Omg powiedzial Lilly cala prawde ;o jsjej emocje !
    Niby sie w niej zakochal chronil i jej to powiedzial i pokazal ale jak ja to boli ;/
    No niech na nia nie krzyczy !-,-wyprowadzka to wypalila i juz czulam ze to zly pomysl ehh...;/
    Troche sie wystraszylam bo myslalm ze w cos uderza czy cos ale ufff nie :D ale watek ciekawy (y)
    To mu taksowkarz powiedzial uu ;p haaha
    Nie za dobrze sprawdzil to mieszkanie ;/ i to fakt Lilly wcale nie chciala mieszkac w tym mieszkaniu sama ale coz czula sie oszukana i zraniona :( cale jej bezpieczenstwo wyszlo razem z nim ...
    Jprdl a tu taki szok ze Carter tam byl z nozem ;o no jakis psychol normalnie !-,- dobrze ze uciec zdarzyla i napisac tego sms koncowka sms *-* przez tego psychola znowu sie tnie ;c ale jaka silna ze wyszla do niego brawo za odwage ! Dobrze ze Justin zebral ekipe i bron ! Tylko minimalnie sie spoznil ;/ dobrze wyslal gdzie ma pezynajmniej jechac ... i zaczela sie jeszcze wieksza drama ;o te strzelaniny i wgl taki zament ojjj dzialo sie ! Szybko sie z nimi rozprawili widac ze sie na tym znaja ;) oby nic nie bylo chlopakom a Louisa zabili matko ;/
    I zostali sam na sam no wtedy to tak sie patrzylam na ekran i tylko takie co dalej co dalej ?! Ale wiedzialam ze Jutin nie pozwoli nic sobie zrobic i nie zostawi Lilly :) ale dobrze pomysl z tym udawaniem i bum kulka trafia Cartera ! Ale mi sie smutno zrobilo jak Lilly myslala ze Justin nie zyje ;/ a potem taki moment slodki aww *-*
    No teraz to musi sie zaczac ukladac ... :)
    Sie rozpisalam ;p ale Ja juz tak mam :D
    co do szablon to moim zdaniem zalezy co sie bedzie dzialo w 2 czesci i czy tematyka szablonu i dalszej czesci zgadzala i wtedy zadecydujesz czy zmienic szablon ;) ale jak wolisz ;*
    weny zycze <3
    czekam na kolejna czesc ;)
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. świetny rozdział♥
    Zapraszam nadalpamietam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny *-* czekam na drugą część ;* Życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń