20.02.2014

Chapter 19 (II)

KOLEJNA WAŻNA INFORMACJA POD ROZDZIAŁEM!

*****

*TYDZIEŃ PÓŹNIEJ*

Czekałam zniecierpliwiona na Justina. Mieliśmy jechać na lotnisko, lecieć do Los Angeles aby odwiedzić Emily oraz moich rodziców. Tak cholernie tęsknię za Emily. Nie mogłam się doczekać aż w końcu zamknę ją w swoich objęciach. Bardzo ją kocham.
-Cholera, Justin - szepnęłam sama do siebie.
Jak na zawołanie rozległo się trzaskanie drzwiami. Zerwałam się z kanapy i ruszyłam w tym kierunku.
Justin ledwo co stał, podpierał się o ścianę.
Schlał się.
-Justin! - pisnęłam.
-Zamknij się - wybełkotał.
Słucham?
-Justin, obiecałeś mi!
-Nie wydzieraj się tak!
-Fantastycznie - szepnęłam.
Poszłam do salonu gdzie usiadłam na sofie. Z holu rozlegało się co chwile uderzenie ciała Justina o ścianę, ale nie przejmowałam się tym. Schlał się, to teraz ma. Obiecał mi już tydzień temu. Przez cały ten czas nie mogłam nic robić, tak się cholernie cieszyłam. A on? On mnie po prostu zawiódł. Nie dotrzymał obietnicy.
Po chwili Justin pojawił się w progu.
-No to jedziemy na te lotnisko czy nie?
-Tak, jasne. Jesteś nawalony w trzy dupy, ale polecimy, oczywiście.
-Jestem kurwa Justin Bieber, mnie nie puszczą?
-A ja jestem kurwa Lily Collins i nie tak to sobie wyobrażałam - syknęłam w jego stronę.
Pożałowałam tych słów. Justin ruszył w moją stronę chwiejnym krokiem i uderzył mnie z otwartej dłoni w policzek.
-Obiecałeś, że mnie nigdy więcej nie uderzysz! - krzyknęłam przez łzy i wybiegłam z salonu.
Słyszałam jak Justin przewracał przedmioty w salonie. Wzdrygnęłam się. 
Co mu do cholery odbiło?
Stałam w holu nie wiedząc czy wybiec z domu czy lepiej zostać i dopilnować by nic mu się nie stało.
Po chwili poczułam dłoń, zaciskającą się na moim nadgarstku. Nerwowo się obróciłam.
Justina oczy były inne. Zimne. Powiększone źrenice.
-Brałeś coś?
Parsknął. 
Nie pierwszy raz przyszedł do domu po narkotykach. Zdarzyło się to już trzy razy od tego gdy pierwszy raz mnie uderzył. 
-Obiecałeś mi coś. Po pierwsze, obiecałeś że polecimy do Emily i rodziców. Po drugie, że nigdy więcej nie będziesz brać narkotyków. Po trzecie, że nigdy, ale to nigdy mnie nie uderzysz - szepnęłam czując, że do moich oczy napływają łzy.
Justin złapał mnie za szyję, popchnął mnie w stronę ściany i przycisnął do niej. Przyległ całym swoim ciałem do mojego, nadal trzymając dłoń na szyi.
-Wiem co Ci obiecałem - syknął mi prosto w twarz.
Moje oczy momentalnie się powiększyły. Oddech stawał się coraz szybszy. Bałam się go. 
-P-puść m-mnie - wydukałam.
Justin ścisnął mnie lekko za gardło.
-J-Justin. Z-zostaw.. - coraz ciężej było mi złapać oddech, a dopiero co, coś powiedzieć. 
Patrzyłam mu prosto w oczy. W końcu Justin puścił moje gardło, ale nadal napierał na mnie swoim ciężarem. 
Od razu złapałam się za gardło, wzięłam kilka głębokich wdechów i wydechów.
Jedna dłoń szatyna nadal znajdowała się na moim biodrze, za to ta druga ponownie wróciła na szyję. Tym razem, nie dusił mnie, tylko gładził delikatnie po szyi.
-Nie chciałem. 
-Sam wiesz, że chciałeś - szepnęłam.
-Naprawdę nie chciałem.
Justin zaczął obdarowywać pocałunkami miejsca, gdzie wcześniej mnie dusił. 
-Przepraszam - szepnął między pocałunkami.
Nadal miałam szeroko otwarte oczy. Bałam się go, nawet teraz, w tej chwili.
-Odejdź ode mnie.
Przerwał swoją czynność. Spojrzał mi głęboko w oczy. Prawie, ale prawie, zmiękłam.
Fuknął i odszedł ode mnie. Ruszył do kuchni, skąd słyszałam stukot butelek. Za pewne znowu wódka. Niepewnie weszłam do kuchni, aby sprawdzić co miał zamiar zrobić.
Akurat z kieszeni wyjął woreczek z białym proszkiem. Nie wierzę, że przyniósł to do domu. Nie wierzę.
-Wyrzuć to.
-Co? - zapytał.
-Wyrzuć. To. Gówno. Przeliterować?
Nie wiem skąd ta odwaga, mniejsza.
Justin zerwał się z miejsca i ponownie przycisnął mnie do ściany.
-Nie będziesz mi rozkazywać. Jasne?!
-Obiecałeś mi.
-Wiem przecież!
-Skoro wiesz, to nie masz zamiaru dotrzymać obietnicy?
Nie odpowiedział. Spuścił wzrok. Odepchnęłam go od siebie i ruszyłam w kierunku wysepki. Zabrałam proszek i schowałam do tylnej kieszonki spodni.
-Na początku sam zabroniłeś mi brać. Powiedziałeś że mnie to zniszczy. A teraz, proszę, wytłumacz mi to, co robisz.
-Taka piękna i cudowna dziewczyna jak Ty nie może brać. Ja jestem okropny, rozumiesz? Zepsuję Ci całe życie, dlatego lepiej odejdź ode mnie. Nigdy nie chciałem Cie uderzyć, ale nie panuję nad tym. Dla własnego bezpieczeństwa odejdź ode mnie.
-O czym Ty do mnie mówisz? Kocham Cię, słyszysz? 
-Lily, oddaj mi to.
-Co to jest?
-Kokaina. Oddaj to.
-Zwariowałeś?! Dlaczego to bierzesz?!
-Lubię prochy, dobra?
-Świetnie.
Już od niego odchodziłam, ale ponownie złapał mnie za nadgarstki. Przyciągnął do siebie i lekko musnął moje wargi. Jego dłonie delikatnie gładziły moje plecy zjeżdżając w dół. Justin lekko ścisnął mnie za pośladki na co jęknęłam, a on wsunął swój język do mojej buzi. Jego dłonie znalazły się na moich pośladkach, co chwile je ściskając.
Ale się opamiętałam.
-Zostaw mnie.
Justin od razu mnie puścił. Mruknął coś pod nosem i poszedł na górę. Jak zawsze gdy nie wiedziałam co robić, wsunęłam dłonie do tylnych kieszonek spodni i westchnęłam.
Zaraz, zaraz.
Jaka ze mnie kretynka! On mnie tylko całował by zabrać to gówno z moich kieszeni! Dlatego jego dłonie co chwile schodziło na mój tyłek. Wspaniale. 
Od razu pobiegłam na górę. Wpadłam do sypialni ale Justina tam nie było. I tak po kolei wpadałam do każdego z pokoi, nawet do łazienek. Aż go znalazłam. W łazience gościnnej. Pochylał się nad blatem, wciągał.
-Justin - szepnęłam.
Szatyn podskoczył a cały proszek wraz z jego obrotem zleciał z blatu.
-Zobacz co kurwa narobiłaś!
-Bardziej obchodzi Cię kokaina niż ja?
-Co Ty pierdolisz? - zmarszczył czoło.
Teraz albo nigdy. Muszę go jakoś zmusić.
-Mam problem - szepnęłam a z moich oczu zaczęły wypływać łzy.
Musiałam coś zrobić. Trochę kłamstwa nie zaszkodzi.
-Co się stało? - zapytał już spokojnym głosem.
Czyli się jednak mną interesuje. 
Justin podszedł do mnie i przytulił. Jakby jego druga część, wróciła. Ta dobra. Opiekuńczość Justina wygrała z kokainą, punkt dla niego!
-Co jest maleńka? - pogładził mnie po plecach.
Justin zaprowadził nas do sypialni. Bardziej to ja jego prowadziłam, bo szedł jeszcze chwiejnym krokiem.
-A z resztą, doprowadź się najpierw do normalnego stanu. Nie będę Ci o tym mówić jak jesteś pod wpływem tego gówna.
Nie wiedziałam szczerze co zmyślić. Musiałam się nad tym zastanowić, a to że był pod wpływem narkotyków był ogromnym plusem dla sytuacji. Wymyślę coś jeszcze.
-Ale, chcę Ci pomóc. Powiedz mi co się dzieje - wybełkotał.


-Sam widzisz w jakim jesteś stanie. Idź spać. 
Justin ostatecznie mi przytaknął i położył się spać.
Wyszłam po cichu z pokoju. Poruszałam się jak najciszej potrafiłam. 
Mam dość takiego zachowania.
Nie tak sobie wyobrażałam życie w Kanadzie.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Zdziwiona szybko ruszyłam w ich kierunku. Otworzyłam całkiem drzwi, a zza nich wyszła Pattie.
Cholera!
-Cześć Lily - przytuliła mnie do siebie.
-Dzień dobry.
-Jest Justin? Mam do niego ważną sprawę - weszła do środka i ruszyła do salonu.
-Um, nie ma. 
-A gdzie jest?
Przełknęłam ślinę.
-Wyszedł gdzieś. 
-A co się tu stało?! - wrzasnęła.
Wpadłam za nią do salonu. Przecież Justin zrobił z tego burdel.. Cholera! Nie posprzątałam.
-Lily, powiedz mi co się tu stało!
-Czego się tak kurwa wydzieracie?! - krzyknął Justin opierając się o framugę.
Pattie najpierw spojrzała na mnie a potem na niego. I tak w kółko.
-Mówiłaś, że go nie ma.
Spojrzałam na swoje skarpetki, które wydawały się ciekawsze od rozmowy z Pattie, a tym bardziej z Justinem.
Chciałam go kryć, ale cóż.
-Myślałam, że nie wrócił. 
Pięknie, okłamuję mamę mojego narzeczonego. Cudnie.
Pattie podeszła do Justina i już chciała go do siebie przytulić ale momentalnie się cofnęła.
-Coś Ty do jasnej cholery brał?! Lily, wiedziałaś?! - zwróciła się w moją stronę.
-Tak - szepnęłam.
-Chciałaś go kryć, tak? 
Gdy pytanie padło z jej ust Justin od razu na mnie spojrzał wielkimi oczami.
Przytaknęłam.
Uśmiech pojawił się na twarzy szatyna, ale od razu zszedł.
-Co mamuśka, nie lubisz koki?
-Słucham? Nie tak Cię wychowałam!
Tego jeszcze brakowało.
Oby jej nie uderzył, oby jej nie uderzył.
-Wynoś się stąd, mamo - powiedział z uśmiechem.
-Nie mam zamiaru się do Ciebie odzywać teraz. Porozmawiamy gdy, gdy dojdziesz do siebie! Lily, wychodzimy! 
Pattie spojrzała w moją stronę a ja niepewnie za nią ruszyłam. No bo co miałam zrobić? Sama bałam się Justina. Uderzył mnie wcześniej.
-Ona nigdzie nie idzie! - ryknął na cały dom.
Justin złapał mnie za nadgarstki i pociągnął do salonu. Popchnął mnie na kanapę a własną matkę wyrzucił z domu i zakluczował drzwi.
B a ł a m s i ę g o. 
-I-idź spać - szepnęłam.
-Naprawdę chciałaś z nią iść?
-Boję się Ciebie! 
Justin fuknął i odszedł.
-Idę spać - usłyszałam jego głos jak wchodził po schodach.
Co to miało znaczyć? Obiecał mi, że polecimy! Obiecał mi że mnie nigdy nie uderzy! Obiecał, że nigdy już nie będzie brać! A teraz co? Złamał trzy obietnice w ciągu jednego dnia. 
Co się stało z moim wspaniałym Justinem? Z moim opiekuńczym Justinem? Który bał się o mnie gdy wychodziłam z domu? 
Nie mam pojęcia.



*****
Szczerze nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Wiem, że go całkiem zawaliłam, ale wybaczcie. Szkoła wróciła i już zasypują nas sprawdzianami. W tym roku piszę egzaminy, więc teraz będę miała mniej czasu na pisanie. Mama mi uświadomiła dopiero co, że koniecznie muszę się postarać o dobre wyniki. Nie mogę tego po prostu odwalić. Więc będę miała mniej czasu na pisanie opowiadania, nawet mogę go niedługo opuścić, bądź zawiesić. Muszę mieć cholernie dobre wyniki z egzaminów. A nowy blog będzie pisać Karolina. Pamiętacie ją? Możliwe że przejmie i tego bloga. Cóż, trzecia gimnazjum to nie jest na odwalenie. Jeszcze zobaczymy jak to będzie.
Pozdrawiam i liczę, że każdy kto czyta bloga skomentuje. Patrząc na komentarze z prologu i pierwszego rozdziału, jestem zawiedziona bo nikt z tamtych osób które komentowało, teraz tego nie robi. Aż tak się zepsułam? Czytając ostatnio początkowe rozdziały, aż te do teraz myślę, że lepiej piszę.. Ale no okej. 
Do następnego.

5 komentarzy:

  1. Świetny *-* czekam na nn :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale się dzieje, nie lubię Justina, wkurza mnie jego zachowanie. Świetny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawno mnie tu nie było, ale po prostu nie miałam czasu czytać. Ale wszystko nadrobilam :D nie mam pojęcia co się dzieje z Justinem. Dlaczego się tak zachowuje? Mam nadzieję, że niedługo się dowiem :) czekam na next ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. nie mam słów po prostu ryczę i nw dlaczego

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana oczywiscie ze sie nie pogorszylas nawet tak nie mysl! Wlasnie o wiele lepiej piszesz !<3
    wybacz ze tak dawno nie komentowalam ale najzwyczajniej nie mialam kiedy ale kazdy rozdzial czytalam i przyznaje robi sie coraz ciekawiej i tajemniczo...<3
    Matko co w niego wstapilo ?O.o
    co tu sie do cholery dzieje?
    jak on mógł znowu nie dotrzymac slowa ?-,-
    Znowu ja uderzyć, znowu się schlać, znowu zażyć narkotyki= zawieść ją :c
    I te słowa żeby od niego odeszla O.o
    Czuje że kroi się ciekwy wątek!
    Ojj dzieje się!
    teraz postaram się komentować reguralmie, a jeśli nie to wiedz że zawsze czytam !:*
    Czekam na kolejny ;)
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń