3.04.2014

Chapter 21 (II)

Właśnie stoję na lotnisku. W ręku trzymam walizkę z najpotrzebniejszymi rzeczami. Ale jedno pytanie cały czas chodzi mi po głowie.
Lecieć czy nie?
Plany się zmieniły. Stwierdziłam z Emily, że lepiej będzie jak nie wylecę do Los Angeles. To było by zbyt oczywiste dla Justina. Od razu by mnie szukał. Po rodzinie, znajomych i po hotelach. Przecież każda recepcjonistka wyśpiewa wszystko dla Justina Biebera. Nawet recepcjonista, Justin sypnie trochę pieniędzmi i już wszystko wie. Gdybym to ja zapłaciła, aby nikomu nic nie powiedziano w którym hotelu przebywam i tak by się dowiedział. Przecież to Justin Bieber.
Lecę bez Emily. Ona zostaje ze swoim mężem. Starają się o dziecko, są szczęśliwi. Ja też byłam, do czasu.
Samolot startuje równo o 8:00, a na miejscu będę o 14:00. Sześć godzin lotu, nie ma co. Wyląduję w Hiszpanii, a dokładniej w Barcelonie, skąd udam się do Lloret de Mar. Przejazd z Barcelony do mojego celu zajmie mi godzinę, dlatego na miejscu będę o 15:00. Nigdy nie byłam w Hiszpanii, od urodzenia o tym marzyłam. Za rezerwowałam już pokój w hotelu. Jest cudowny! Wiele basenów, blisko do plaży. Od zawsze o takim wypoczynku marzyłam.
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos w głośników. Muszę przejść do samolotu. Jestem już po odprawie, wszystko jest w porządku, dlatego muszę się pospieszyć, zostało mi dziesięć minut do odlotu. Czym prędzej ruszyłam w kierunku samolotu. 
Nagle usłyszałam krzyki.
-Proszę pani! Proszę się pospieszyć!
Pokiwałam głową i zaczęłam biec. Weszłam po schodach aby już po chwili znaleźć się w samolocie. Zajęłam swoje miejsce, które było przy oknie, a obok mnie siedział mężczyzna mniej więcej w moim wieku. Specjalnie wybrałam dwuosobowe miejsce. Nie chciałam siedzieć w trójkę, czwórkę. 
Usłyszeliśmy głos z głośników, który nas poinformował o zapięciu pasów bezpieczeństwa. Już po chwili byliśmy wciśnięci w fotele, a ja czułam że się wznosimy w górę. Najgorsze jest startowanie, wbija Cię w fotel i nie możesz się ruszyć. Podobnie z lądowaniem. Ale nie narzekam, lubię latać.
Wyjęłam swoje słuchawki, które wsadziłam w odpowiednie gniazdko w telefonie. Już po chwili w moich uszach rozbrzmiała się piosenka Eminema - When I'm Gone. Uwielbiałam ją, była piękna. Eminem idealnie w niej wszystko przekazał. Jedna z moich ulubionych. Nigdy nie mogłam się nią nacieszyć, była taka cudowna. 
Wiedziałam, że po moich policzkach spływają łzy. Zawsze gdy jest mi źle, puszczam tą piosenkę i po prostu płaczę wraz z Eminemem. On, pisząc tą piosenkę z pewnością czuł dużo bólu, płakał wewnętrznie, tak jak ja, tylko ja płaczę zewnętrznie. Najlepszy raper na świecie.
Otarłam swoje łzy, gdy piosenka się skończyła. Brunet siedzący obok mnie, bacznie mi się przyglądał.
-Uciekłaś od przeszłości?
-C-co? Skąd..
-Było widać gdy wchodziłaś na pokład - przerwał mi. - Zaraz, kojarzę Cię. Jesteś dziewczyną tego no, sławnego tego..
-Justina Biebera - dokończyłam.
-Zranił Cię? 
W jego oczach dostrzegłam ból. Też został skrzywdzony.
-Tak - spuściłam głowę w dół, dając łzom spokojnie spływać. - A co z Tobą? 
Widzę w Twoich oczach, że ktoś Cię wcześniej mocno zranił.
-Moja dziewczyna umarła.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Chociaż go nie znałam, było mi go bardzo szkoda. 
-Przykro mi, naprawdę - tylko to mogłam chyba powiedzieć.
-Nigdy się z tym nie pogodzę. 
Nie wiem dlaczego, ale przytuliłam się do niego. 
Czułam się dokładnie tak samo jak on. Jakby mój Justin, w którym się zakochałam, umarł. Jakby go już dawno nie było.


*****

Sześć godzin lotu, minęły zadziwiająco szybko. Całą podróż, spędziłam rozmawiając z Zackiem, bo tak nazywał się brunet. 
-Zadzwoń kiedyś - uśmiechnął się i odszedł.
Tak, dał mi swój numer. Być może zadzwonię. Wydawał się naprawdę miły, towarzyski, dostał kopa od życia. Dużo rozumiał. 
Odebrałam swoje walizki a następnie wybrałam numer taksówki, która zawiezie mnie do Lloret de Mar. Już po dziesięciu minutach była. Taksówkarz zapakował moje bagaże do bagażnika, a następnie wsiadł na swoje miejsce.
-Do Lloret de Mar, tak?
Przytaknęłam a następnie spojrzałam na widok zza oknem. Było tu tak pięknie. W radiu mogłam dosłyszeć znajomy mi głos. 
Piosenka Justina. Confident. Była okropna.
Nie podobał mi się teledysk, ta laska była okropna. Miała ogromny tyłek, na co Justin od razu poleciał. Tekst również okropny. Nie mogłam uwierzyć nawet. No dobra, teledysk teledyskiem, ale musiał się z nią całować? W porządku. 
-Może pan przełączyć? - zapytałam czując, że do moich oczu napływają łzy.
Kierowca wykonał moją prośbę. Już po chwili opanowałam emocje i wsłuchałam się w piosenkę.






******************
No to napisałam, jak mówiłam na asku.
Nie poszłam dziś do szkoły, jestem chora i jedyne na co mam ochotę to pisanie rozdziału.
Dlatego jest.
Na następny również mam już pomysł, ale to w swoim czasie.
Nie obiecuję, że pojawi się szybko.
Czekajcie na kolejny, bo na pewno się pojawi.
Niech każdy skomentuje, proszę.
A, i Zack został dodany do zakładki 'Bohaterowie'.
Buziaczki.




6 komentarzy:

  1. Kocham twoje opowiadanie tylko szkoda ze rozdziały sa krótkie ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział ;D zastanawia mnie czy Justin już wie że został sam.. Uwielbiam tego bloga <3 życzę mnóstwo weny i przede wszystkim zdrowia :* czekam na kolejny ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, szkoda że taki krótki, ale ważne że jest

    OdpowiedzUsuń
  4. ciekawy rozdział, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super! ;o Szkoda mi Zack'a i Lily...a piosenkę Eminema po prostu ubóstwiam..*.* I nie wiem dlaczego Lloret de Mar mi się skojarzyło z "Pamiętnikami z Wakacji" xd. Rozdział cudowny,czekam na następny.<3

    OdpowiedzUsuń