30.12.2013

Chapter 14 (II)

-Justin czy to znaczy że chcesz mieć ze mną dziecko? - zapytałam.
-Oczywiście że tak. Jesteś tą jedyną. - szepnął mi do ucha.
Zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam. Justin chce założyć ze mną rodzinę, to cudowne! W końcu czuję że wszystko się ułoży.
Niedługo się wyprowadzimy. W przyszłości będzie dziecko. Jeżeli się nic nie zmieni.. Mam nadzieję, że nie.
*NASTĘPNY DZIEŃ*
Obudziłam się z silnym bólem głowy i nóg. Jestem wykończona! Jedyne o czym marzę to leżeć w łóżku ze swoim ukochanym. Ale niestety to niemożliwe. Justin chce już się wyprowadzić. Siedział przy biurku z laptopem i przeglądał oferty nieruchomości. 
-Będziemy mieć duży dom. - powiedział cicho myśląc że śpię.
Chrząknęłam a Justin się obrócił. Z biurka przyniósł mi tacę na której znajdowało się moje śniadanie. 
*JUSTIN'S POV*
Gdy Lily na weselu zapytała czy chcę mieć z nią dziecko, ucieszyłem się. Naprawdę się ucieszyłem. Nie myślałem nigdy o tym, ale teraz wszystko się zmieniło. Chce mieć z nią dzieci, całą gromadkę. I to jest możliwe. Ale nie tutaj, nie w Los Angeles. Tutaj nie mamy szans na to. Musimy koniecznie się wyprowadzić.
-Będziemy mieć duży dom. - powiedziałem jakby do niej.
Lily odchrząknęła a ja się szybko obróciłem. Z biurka złapałem tace i podałem jej śniadanie. Posłałem jej ciepły uśmiech wracając do wcześniejszej czynności.
*TYDZIEŃ POŹNIEJ*
Znosiłem nasze walizki. To już dziś. Już dziś się wyprowadzamy. Zaczynamy nowy rozdział w życiu. Nie mogę w to uwierzyć. Kocham Lily, jak nikogo dotąd. Jestem w 100% pewny że to ta jedyna. Nie mam żadnych wątpliwości. Wyprowadzamy się do Toronto. Kupiłem dom. Ogromny dom. Mam nadzieję że będziemy tam szczęśliwi. Musimy. Nie przeżyłbym chyba gdybym ją stracił. Jest najważniejszą osobą w moim życiu.
-Justin za 30 minut mamy samolot! Szybciej! - krzyczała uśmiechając się.
Po chwili dołączyłem do niej w samochodzie. Zrobiłem miejsce na siedzeniach z tyłu na jeszcze jedną walizkę, ponieważ cały bagażnik był pełny. Odpaliłem maszynę i opuściliśmy nasz dom. Już były dom. 
Gdy dojechaliśmy na lotnisko wyjęliśmy wszystkie nasze bagaże. Wszystkie moje samochody dojadą za dwa tygodnie. Kluczyki od domu wręczyłem nowemu właścicielowi, który już na nas czekał, a kluczyki od auta wręczyłem Chrisowi i Emily. Lily nie mogła się pożegnać ze swoją przyjaciółką, wcale jej się nie dziwię. Nie mogła, albo nie chciała. 
-Musicie wyjeżdżać? - szepnęła Emily cała we łzach.
Lily od razu ją do siebie ponownie przytuliła. Wymieniłem z Chrisem porozumiewawcze spojrzenie.
-Emily, muszą, a my musimy wracać. - powiedział Chris.
Moja ukochana przytuliła ją mocniej do siebie i ucałowała. Chrisa również przytuliła. Ja zrobiłem to samo. Następnie razem z walizkami ruszyliśmy na odprawę. Oddaliśmy walizki i wsiedliśmy do prywatnego samolotu. W toronto muszę nagrać teledysk do All Tha Matters. Ale musimy wybrać dziewczynę. Tak bardzo chciałbym aby to była Lily. Ale niestety, musi to być ktoś profesionalny i sławny.
-Proszę zapiąć pasy. - stewardessa nas poinformowała z uśmiechem.
Przeprowadzka to mocna rzecz. W sensie trudna, jestem sławny, Scooter, tancerze i ogólnie wszystko. Ale mam zamiar zagrać teledysk i zrobić sobie przerwę z muzyką. Chcę założyć rodzinę. To już ustalone, nagrywam i przerwa. Potrzebuję odpocząć od tego wszystkiego, jestem tak cholernie zmęczony.
-O czym myślisz? - wybudził mnie ten głos.
-O przyszłości. - mruknąłem.
-Justin, nie powinieneś rezygnować z kariery.. Tyle na to pracowałeś.
-Ale ja nie rezygnuję. Ja robię przerwę. Musimy się zająć sobą kochanie. Mamy te dwadzieścia lat w końcu.
-Dziewiętnaście. - poprawiła mnie.
Spojrzałem na nią cwaniacko i cmoknąłem w czubek głowy.
-Już prawie dwadzieścia. Tylko 3 miesiące.
Lily uśmiechnęła się, choć ten uśmiech szybko zszedł z jej pięknej twarzy.
-Co się dzieje? - spytałem.
-Już tęsknię za Emily.
-Kochanie, niedługo święta, po nich przecież ich odwiedzimy. 
Brunetka cmoknęła mnie w policzek a następnie wtuliła. Objąłem ją jakbym się bał że gdzieś mi ucieknie. 
***
Wylądowaliśmy. W końcu! Moja Kanada! Tak za nią tęskniłem. 
Razem z Lily założyliśmy kurtki, tutaj to jest prawdziwa zima. Śnieg, tak bardzo brakowało mi tego. Tych świąt, w takiej atmosferze. I mojej matki. Pocałowałem Lily w czoło i ruszyliśmy przed siebie w ochroną i walizkami. W tłumie odnaleźliśmy moją matkę. Ruszyliśmy więc w jej stronę.
-Justin! - krzyknęła.
Przytuliłem ją mocno do siebie i pocałowałem w policzek. Lily stała z tyłu trochę zdenerwowana. Złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do nas. Moja mama bez słowa od razu ją przytuliła.
-Ty pewnie musisz być Lily. - uśmiechnęła się moja matka.
Lily przytaknęła.
-Justin dużo o Tobie opowiadał.
Uśmiech na twarzy mojej ukochanej od razu zagościł.
-Naprawdę? - spojrzała na mnie.
-Tak, bardzo dużo dobrych rzeczy. Mówił że jesteś śliczna i miał rację.
-Oh, dziękuję. Pani również jest bardzo piękna.
-Jaka pani? Mów mi Pattie. 
-Dobrze, Pattie.
Obie się zaśmiały i ruszyliśmy na parking. Mama wręczyła mi kluczyki od mojego starego samochodu. Wyglądał znakomicie! Pożegnaliśmy się z nią, zapakowaliśmy walizki i ruszyliśmy w stronę naszego nowego domu.
Piętnaście minut później już byliśmy. Wjechałem na podwórko. Z domu właśnie wychodził mężczyzna, który zapewnie był właścicielem. 
-Dzień dobry, witamy w Toronto! - powitała nas wychodząca kobieta.
Na oko mieli po trzydzieści lat. Wręczyli nam kluczyki i odjechali swoim samochodem. Weszliśmy do NASZEGO domu.
*LILY'S POV*
Dom z zewnątrz wyglądał cudownie. Wielki biały dom z dużymi oknami. Z dużym ogrodem i krytym basenem. Gdy weszliśmy do domu zaparło mi dech w piersiach. Przedsionek był w ciemnych kolorach, było tam średnie lustro i komoda na której stała misa, na klucze. Duża rozsuwana szafa w której powiesiliśmy nasze kutki i odłożyliśmy buty. Weszliśmy w głąb domu. Na prawo był salon, tym razem ściany były białe. Sofy i fotele również były koloru białego. Wielki plazmowy telewizor wisał na ścianie. Brązowe meble idealnie pasowały, tak jak i beżowy puszysty dywan. Wszystko pachniało świeżością. Dom podobno był świeżo zbudowany i wyposażony, co bardzo mi odpowiadało. W salonie były czarne szklane schody. 
-Górę zostawimy na koniec. - powiedziałam.
Przeszliśmy do kuchni. Była ogromna! Ale nie tak duża jak salon. Brązowo-białe meble i duża jasnobrązowa wysepka przy której stały krzesełka barowe. Była tu jeszcze mała siłownia dla Justina i pokój do gier. No oczywiście, tenisa stołowego i piłkarzyków mój chłopak sobie nie odmówi. Był też mini bar. Ruszyliśmy więc na górę. Na prawo była nasza sypialnia, ściany były koloru beżowego a meble jasnego drewna. Niskie duże łóżko idealnie pasowało i biały dywan z długim włosem. W sypialni były drzwi które prowadziły do nieco mniejszej łazienki. Prysznic, wanna, szafki jasnego koloru i lustro. Ściany były czarne. Wyszliśmy na korytarz i weszliśmy do pierwszego pokoju na lewo. Pokój był pusty, białe ściany, zero mebli. Tak samo było z resztą pokojów. Były też cztery łazienki, z naszą pięć. Osiem pustych pokojów, idealnie. 
-Trzeba zrobić pokoje gościnne jeszcze, i niektóre dziecięce.
-Dziecięce? - zapytałam.
-No dla naszych dzieci. - pocałował mnie w skroń.
Uśmiechnęłam się.
-To pięc gościnnych i trzy dziecięce.
-Trzy dziecięce? Chyba na odwrót.
-Justin! - zaśmiałam się.
-Tylko trójka? - zrobił maślane oczka.
-Więcej póki co nie. Zrobimy pięc gościnnych, najwyżej się potem przerobi na dziecięce.
Justin zgodził się i przytulił mnie do siebie.
-Podoba Ci się sypialnia czy remontujemy?
-Jest cudowna, coś Ty! - zarzuciłam mu ręce na szyję.
-To może wypróbujemy to łóżko? - poruszał brwiami w górę i dół.
-Może najpierw się rozpakujemy?
-Może nie. - trącił nosem moją szyję a następnie się do niej przyssał.
-Justin. - jęknęłam z rozkoszy.
-Proszę, nie mów stop.. - powiedział i dalej obdarowywał moją szyję pocałunkami.
-Justin.. 
-Proszę, nie każ mi przestać.
Jęknęłam a moja dłoń powędrowała we włosy szatyna. Czyżby Justin potrzebował czułości jak nigdy wcześniej? Postanowiłam mu nieodmawiać. Justin momentalnie przysunął mnie do ściany a ja owinęłam nogi w okół jego bioder. Myślałam że pocałunki Justina doprowadzą mnie do takiego szaleństwa jak jeszcze nigdy. Może dlatego że zaczęliśmy nowy etap i jestem z tego tak strasznie zadowolona? Zaczęłam oddychać przez usta. Chłopak przysunął się jeszcze bliżej, napierając na mnie swoim torsem i sprawiając że mogłam poczuć niemal każdy skrawek jego umięśnionego ciała. Mimowolnie przygryzłam wargę. Zaczynałam odczuwać podniecenie, które wkrótce zaczęło ogarniać mnie całą, od stóp do głowy, gdy Justin przesunął swoje usta niebezpiecznie blisko moich.
-Jesteś taka cudowna. - szepnął między pocałunkami.
Lekko odchyliłam głowę w tył dając większy dostęp do mojej szyi. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
-Kurwa. - syknął Justin.
Spojrzał błagalnie w moje oczy. Osunęłam nogi z jego bioder na podłoge i poszliśmy razem na dół otworzyć drzwi. 
-Musimy podpisać papiery. - mężczyzna wszedł do środka.
To już nie jest jego dom, więc może trochę kultury? Wymieniliśmy z Justinem spojrzenia i ruszyliśmy za naszym sprzedawcą. Podpisaliśmy potrzebne rzeczy a Justin od razu poszedł po laptopa. Na oczach pana Michaela przelał pieniądze na jego konto. Świetny jest ten facet, no naprawdę. Pożegnaliśmy go już chyba na dobre.
-Dokończymy to? - poprosił Justin.
-Musimy się rozpakować. 
Justin westchnął i poszliśmy razem po nasze walizki. Wszystkie zanieśliśmy na górę do naszej sypialni. Powoli zaczęliśmy rozpakowywać nasze ubrania do szafy. 
***
Całe rozpakowanie zajęło nam trzy godziny. Właśnie zaczęło się ściemniać.
-Idziemy na spacer? I przy okazji do jakiegoś sklepu, nie mam dobrej kurtki. 
Justin przytaknął i zaczęliśmy się zbierać. Miałam tylko jesienną kurteczkę. Butów też dobrych nie miałam. Co się dziwić jak żyłam tyle lat w Los Angeles gdzie wiecznie jest ciepło? Już po chwili szliśmy wolnym krokiem w stronę galerii.
***
Razem z Justinem kupiliśmy sobie ciepłe kurtki, buty, szaliki i czapki. Odziani na zimę wróciliśmy do domu. Zmęczeni poszliśmy razem się umyć. Nalałam wody do wanny, wlałam dużo płynów a Justin wsypał płatki róż. Rozebraliśmy się do naga, następnie zanużyliśmy się w wodzie. Wanna była naprawdę duża. Wieczór będzie na pewno udany.


**********
TAK WIEM, GUUUUUUUUNWO.
TAK WIEM, CHCECIE MNIE ZABIĆ.
TAK WIEM, SPIERDOLIŁAM.
Wybaczcie to krótkie gówno.

8 komentarzy:

  1. Świetny, nie żadne gunwo! Czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No nareszcie jest! Rozdział super, taki bardziej ogólny :D Już nie mogę się doczekać następnego, mam nadzieję, że nie trzeba będzie czekać długo:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gówno powiadasz? Hehe,kochana ty chyba jeszcze gówna nie widziałaś.:) To jest po prostu Z-A-J-E-B-I-S-T-E! *.* Tobie powinni dać nobla normalnie za to opowiadanie..*-* Kocham to.<33

    PS. Zapraszam na nowy rozdział na moim blogu:
    http://selena-and-justin-my-story.blogspot.com/ (Dopiero tutaj zobaczysz co to jest prawdziwe "gówno" ^^)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oszalalas ?! Rozdzial jest swietny ! I strasznie mi sie podoba. I wcale nie taki krotki. Wazne, ze go w ogole dodalas. Dziekuje <3

    OdpowiedzUsuń
  5. suko głupia my tyle czekamy a ty dodajesz takie gowno ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha? Chyba Ci się coś w głowie poprzewracało skoro mówisz, że to jest gówno -.- Mogę się założyć, że gorzej piszesz więc morda w kubeł. Pozdrawiam - Paulina :)

      Usuń
  6. Super,Super ;****

    OdpowiedzUsuń
  7. nie mam zamiaru ukrywać, że mój komentarz polega na zwykłym rozpowszechnieniu nowo powstałego opowiadania :)
    PEOPLE IN NEW YORK
    Każdy będąc dzieckiem marzył o wielkiej fortunie i sławie.
    Wszyscy chcieli mieć miliard dolarów na koncie, luksusowe domy w każdym państwie, oryginalne ubrania od najlepszych projektantów oraz najszybsze i najdroższe wyścigowe samochody.
    Jednak dla niektórych osób jest to codzienność, bez której nie wyobrażają sobie chociażby jednego dnia.
    Grupa najlepszych przyjaciół od najmłodszych lat zamieszkuje Upper East Side, czyli jedną z ulic nowojorskiego Manhattanu.
    Są zamożni, rozrywkowi, pewni siebie lecz mimo wszystko pieniądze rodziców to nie wszystko co się dla nich liczy – oczywiście są małe wyjątki.
    Wydawać by się mogło, że każdy chciałby być na ich miejscu, jednak nie jest tak kolorowo, jak każdy sądzi.
    Niechciany romans, problemy rodzinne, rozterki miłosne i zakazana miłość, o której od dłuższego czasu ktoś stara się zapomnieć – to tylko mała część ich problemów.
    Czy wszyscy poradzą sobie z powstałymi na ich drodze problemami? Czy każdy wybór będzie słuszny?
    Tego dowiecie się czytając People in New York.

    Może Ci się wydawać, że ta historia będzie pustą historią o nieszczęśliwej miłości, po części tak będzie, lecz razem ze współautorką - Charlie - będziemy starać się pokazać, że mimo pieniędzy wszystkich ludzi spotyka nieszczęście.
    Bardzo przepraszam za SPAM lecz po prostu staram się rozpowszechnić nowe opowiadanie. Jeśli mój wpis Ci przeszkadza po prostu go zignoruj i usuń. Naprawdę bardzo przepraszam.
    Pozdrawiam Katie ♥

    OdpowiedzUsuń